Minął prawie rok od ostatniego harlequina i z biegiem czasu zaczęłam zauważać zmianę gustów literackich, a może bardziej poszerzenie gatunków po jakie sięgam. Ciekawa czy łaskawszym okiem spojrzę na podobne historie niż przed kilkoma miesiącami, powracam z tytułem Skrywane tajemnice autorstwa Diany Palmer, która nieraz już na tej stronie się pojawiła. Już podczas czytania opisu mogłam opowiedzieć coś o samej bohaterce, przepowiedzieć problemy których doświadczy i zakończenie, które nastąpi. Nie powinno się jednak uprzedzać faktów. A zatem zaczynajmy!
Bernadette jest dwudziestoczterolatką z chorobą uprzykrzającą jej codzienne funkcjonowanie. Jest to na tyle upierdliwe i bolesne, że dziewczyna często nie może się sprawnie poruszać, a co tu mówić o nawiązaniu relacji. Choroba cały czas postępuje, a brak pieniędzy na drogie leki nie poprawiają sytuacji.
Kiedy w mieście pojawia się Mikey - przystojny, silny i bogaty, zrządzenie losu chce, aby Bernadette upadła tuż przed jego limuzyną.
Dobra. Jest to pewnie jedna z najnowszych książek spod pióra Diany Palmer, jednak mam wrażenie, że scenariusz od samego początku pachniał wypaleniem. Jest to wyjątkowe połączenie typowych dla autorki zabiegów i (co jeszcze gorsze) mdłych rozwiązań.
Standardowo mamy niewinną, delikatną i poszkodowaną przez los młodą kobietę i starszego od niej mężczyznę, który ma pełen pakiet nazwany ideał. Jest w końcu męski, starszy, bogaty, jest kimś ważnym, ludzie go szanują, a przynajmniej się go boją, a do tego jest wrażliwy, czuły i totalnie zauroczony w tej jednej sierocie z miasteczka, która od samego początku ma przechlapane.
To jest ten standard, który jest lekko modyfikowany przez autorkę. Zawsze mamy tę delikatną kobietkę i faceta bohatera.
Żenujące dialogi i błyskawiczny rozwój wydarzeń jest kolejnym punktem do odhaczenia na liście. Przy okazji łączy się to z kwestią bohaterów pobocznych, którzy rozmawiają tylko i wyłącznie o Bernadette i Michaelu. Nie ma innych tematów w ich życiu, tylko nasi protagoniści. Wiedzą o sobie naprawdę wiele rzeczy i - o zgrozo! - nie od siebie nawzajem, tylko od wszystkich mieszkańców miasteczka dookoła. Bo oboje są tacy cudowni, dobrzy i kochani przez świat, że autorka stara się (jak zwykle) przekonać o tym zarówno nas jak i dwójkę zakochanych.
Fabuła skupia się głównie na wątku miłosnym, jednak są też wplecenia dotyczące wątku mafijnego przez którego Mikey znalazł się w miasteczku. Co więcej - gdy autorka porusza temat niebezpiecznych ludzi, ukrywania i tajemnic, pojawia się wiele nazwisk. Podejrzewam nawet, że te osoby istnieją w innych powieściach Diany Palmer, jednak wiedząc, że będą zupełnie nieistotni w tej, nie starałam się nawet pojąć kto jest kim.
Standardowo pojawia się rywalka, która jest piękna, ale nikt jej nie lubi, bo jest zołzą i za każdym razem książka stara się nas o tym przekonać. Tak jak stara się nam uświadomić, że piękno to za mało, żeby poruszyć serce głównego bohatera, bo przecież on woli swoją skromną Bernie.
Zresztą cały ten rozwój relacji idzie jakoś zbyt gładko. W innych tytułach to chociaż się najpierw nienawidzą, albo przynajmniej udają, wpadają w kłopoty, a tutaj pojawia się książę wybawca i tyle. Jest trochę niesnasek i tajemnic, ale przecież wiadomo, że tutaj miłość wybacza wszystko.
Poprzednio czytane tytuły autorki były może bardziej żenujące, czasem zdarzały się nawet dość toksyczne, ale cóż... na pewno były bardziej porywające. I to prawda, że często czułam zirytowanie podczas kolejnych rozdziałów, jednak tutaj nic nie czułam. Nie wiem czy nawet zagorzali fani pisarki nie poczują rozczarowania tytułem, jednak mam nadzieję, że przypadnie im do gustu. Pozdrawiam!
Opinia bierze udział w konkursie