- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.Anton Czechow SKRZYPCE ROTSZYLDA Wydawnictwo Avia Artis 2020 ISBN: 978-83-8226-100-4 Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (). --> SKRZYPCE ROTSZYLDA - spis treści spis treści SKRZYPCE ROTSZYLDA Podziękowania SKRZYPCE ROTSZYLDA Miasteczko było maleńkie, gorsze od wsi, i mieszkali w niem prawie sami starcy, którzy umierali tak rzadko, że aż wstyd. Do szpitala zaś i do twierdzy więziennej bardzo mało zamawiali trumien. Jednem słowem, interesa szły niedobrze. Gdyby Jakób Iwanow był fabrykantem trumien w gubernialnem mieście, wówczas miałby z pewnością własny dom i nazywaliby go Jakóbem Matwiejczem; tutaj zaś w miasteczku nazywali go poprostu Jakóbem, a ulicznicy wołali na niego niewiadomo dlaczego: Bronza. Żył biednie, jak prosty chłop, w niewielkiej starej chacie, w której była jedna jedyna izba, a w tej izbie mieścił się on sam, Marta, piec, łóżko na dwie osoby, trumny, warsztat i całe gospodarstwo. Jakób robił trumny dobre i trwałe. Dla chłopów i dla mieszczan robił je podług swego wzrostu i ani razu nie chybił, gdyż wyższych i silniejszych ludzi nie było nigdzie, chociaż miał już siedemdziesiąt lat. Dla szlachty zaś i dla kobiet robił podług miary i używał przy tem żelaznego arszyna. Zamówienia na dziecinne trumienki przyjmował bardzo niechętnie, robił je bez miary, ze wzgardą, i za każdym razem, gdy odbierał pieniądze za swój towar, mówił: -- Prawdę powiedziawszy, nie lubię się zajmować byle czem. Oprócz rzemiosła niewielki dochód przynosiła mu też gra na skrzypcach. W miasteczku podczas wesela grywała zwykle żydowska orkiestra, którą dyrygował blacharz Mosiek Iljicz Szachkies, zaco sam zabierał połowę zysku. Ponieważ Jakób bardzo dobrze grał na skrzypcach, zwłaszcza rosyjskie pieśni, Szachkies zapraszał go czasem do orkiestry i płacił mu pięćdziesiąt kopiejek na dzień oprócz podarunków od gości. Gdy Bronza zasiadał w orkiestrze, twarz jego stawała się ponsową i oblewała się potem; było gorąco, duszno, czuć było czosnek; skrzypce jęczały, nad prawem uchem chrapał kontrabas, nad lewem płakał flet, na którym grał rudy, chuderlawy żyd z całą siecią czerwonych i niebieskich żyłek na twarzy, noszący nazwisko znanego bogacza, Rotszylda. Ten to przeklęty żyd postanowił grać żałobnie nawet najweselsze rzeczy. Bez żadnego powodu Jakób pomału przejmował się nienawiścią i pogardą dla żydów, a zwłaszcza dla Rotszylda, zaczął szukać zaczepki, wymyślał mu od ostatnich słów, raz chciał go nawet zbić i Rotszyld obraził się i rzekł, patrząc na niego ze wściekłością: -- Gdybym nie cenił waszego talentu, dawno już wylecielibyście przez okno. Potem rozpłakał się. Dlatego też zapraszali Bronzę bardzo rzadko, tylko w ostatecznym razie, kiedy zabrakło którego z żydów. Jakób nie bywał nigdy w dobrem usposobieniu, gdyż musiał ciągle ponosić jakieś straszne straty. A więc naprzykład, w niedziele i święta pracować byłoby grzechem, poniedziałek ciężki dzień, i w ten sposób w ciągu roku zebrało się około dwustu dni, kiedy się było zmuszonym siedzieć z założonemi rękami. A cóż to za olbrzymia strata! Jeśli ktokolwiek w mieście obchodził wesele bez muzyki, albo Szachkies nie zapraszał Jakóba, to też była strata. Dozorca policyi chorował przez dwa lata i chudł, Jakób z niecierpliwością czekał kiedy on umrze, tymczasem dozorca wyjechał do gubernialnego miasta i tam umarł. Oto znów strata, conajmniej na 10 rubli, gdyż trzebaby trumnę zrobić drogą, ze złoceniami. Myśli o stratach dokuczały Jakóbowi zwłaszcza w nocy; kładł obok siebie na łóżku skrzypce i kiedy wszystkie te głupstwa tłoczyły mu się do głowy, dotykał strun a skrzypce wydawały dźwięk i robiło mu się lżej. Szóstego maja roku przeszłego Marta nagle zachorowała. Staruszka ciężko dyszała, piła dużo wody, chwiała się na nogach, ale jednak zrana sama napaliła w piecu i nawet poszła po wodę. Przed wieczorem położyła się. Jakób cały dzień grał na skrzypcach; kiedy się ściemniło, wziął książkę, w której co dzień zapisywał swe straty, i z nudów zaczął dodawać cały rachunek. Okazało się, że przewyższają tysiąc rubli. To go tak wzruszyło, że cisnął rachunki o ziemię i podeptał je nogami. Potem podniósł je i znów długo trzaskał palcami i głęboko wzdychał. Twarz miał ponsową i mokrą z potu. Myślał o tem, że gdyby ten stracony tysiąc rubli złożyć do banku, to przez rok zebrałoby się procentu conajmniej czterdzieści rubli. A zatem te czterdzieści rubli to też strata. Jednem słowem, gdziekolwiek się zwrócisz, wszędzie tylko straty i nic więcej. -- Jakóbie! -- zawołała Marta niespodzianie. -- Umieram! Obejrzał się na żonę. Twarz jej zaróżowiona z gorączki, była niezwykle pogodną i radosną. Bronza, przyzwyczajony widzieć u niej twarz bladą, nieśmiałą i nieszczęśliwą, zmieszał się trochę. Wyglądała, jak gdyby rzeczywiście umierała i jak gdyby się cieszyła, że nakoniec odchodzi nazawsze z tej chaty, od trumien, od Jakó A ona patrzyła na sufit i poruszała wargami, a wyraz jej twarzy był szczęśliwy, widocznie widziała śmierć, swoją wybawicielkę, i szeptała coś do niej. Już dniało i przez okno widać było jak świeciła poranna zorza. Patrząc na starą, Jakób, niewiadomo dlaczego przypomniał sobie, że przez całe zdaje się życie ani razu nie przygarnął jej do siebie, nie zlitował się nad nią, ani razu nie pomyślał o tem, żeby jej kupić chustkę, albo przynieść z wesela cokolwiek słodkiego, a tylko ciągle na nią krzyczał, wymyślał jej za straty, rzucał się na nią z pięściami; prawda, że nigdy jej nie uderzył, ale zawsze nabawiał ją wielkiego strachu i za każdym razem drętwiała z przerażenia. Naprzykład nie pozwolił jej pić herbaty, bo i bez tego wydatki były duże, i piła samą gorącą wodę. I zrozumiał, dlaczego tak dziwne, radosne ma teraz oblicze i na duszy zrobiło mu się ciężko. Doczekawszy się ranka, pożyczył od sąsiada konia i zawiózł Martę do szpitala. Chorych było niewielu, to też czekał tylko trzy godziny. Ku jego wielkiemu zadowoleniu chorych nie przyjmował doktór, który sam był chory, lecz felczer Maksym Mikołaicz, staruszek, o którym mówili, że chociaż się upija i kłóci, zna się lepiej na słabościach, niż doktór. CIĄG DALSZY TEKSTU W PEŁNEJ WERSJI Podziękowania Wydawnictwo Avia Artis dziękuje serdecznie wszystkim ludziom zaangażowanym w powstanie tej książki. ***** Antoni Czechow SKRZYPCE ROTSZYLDA Tłumaczenie: Anonim Projekt okładki: Avia Artis W projekcie okładki wykorzystano portret Antoniego Czechowa Autor: Anonim Wszystkie prawa do tego wydania zastrzeżone. (C)Wydawnictwo Avia Artis 2020
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, nowele |
Wydawnictwo: | Avia Artis |
Rok publikacji: | 2020 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.