"Cokolwiek się stanie, wy sobie poradzicie, bo patrzycie w tym samym kierunku."
Po debiucie Magdaleny Majcher powieścią "Jeden wieczór w Paradise" wysoko zawiesiłam poprzeczkę autorce. Zresztą i sama autorka wysoko sobie ją zawiesiła. Czy dała radę przeskoczyć? Moje obawy okazały się niepotrzebne, bo książka jest rewelacyjna. Wyraźnie widać, że autorka rozwija się. Efekt pracy w postaci książki "Stan nie! błogosławiony" przerósł moje oczekiwania.
Ciąża. Dla jednych stan błogosławiony, radosny czas oczekiwania na nowe życie, dla innych już niekoniecznie. I z tym drugim przypadkiem będziemy mieli do czynienia w niniejszej powieści.
Poznajemy początkującą pisarkę - Polę, która spełnia swoje marzenia. Gdy nieoczekiwanie kobieta zachodzi w ciążę, jej świat wywraca się do góry nogami. Jest podejrzenie, że dziecko będzie miało wadę genetyczną. Pola staje przed trudnym wyborem: urodzić czy nie? Ale czy tu każdy wybór będzie tym właściwym?
"Jakąkolwiek podejmą decyzję, będą musieli liczyć się z utratą bądź poważną chorobą dziecka. W takich sytuacjach nie istniały dobre rozwiązania."
A jakby tego było mało, całą tę sytuację podsycać będzie matka kobiety - Bożena, która nie potrafi zrozumieć ani uszanować odmiennego zdania i poglądów na pewne sprawy, docenić niczego, co robi i co osiągnęła jej córka. A przecież to właśnie matka powinna być tą osobą, która nas wspiera, docenia i mówi, że jest z nas dumna. Autorka poruszając problem relacji dorosłej córki z matką, pokazuje nam, jakie bezpośrednie przełożenie ma ona na całe życie Poli. Jej wybory są ściśle związane z rodzicielką, a nie tym, czego pragnie sama Pola. Nie potrafiłam zrozumieć ani polubić matki Poli.
"Kiedy tylko próbuję żyć z nią normalnie, w zgodzie, ona wyjeżdża z tymi mądrościami i stara się ułożyć moje życie wedle swojego scenariusza."
Jakub, mąż Poli to mężczyzna niemal idealny - odpowiedzialny, oddany, lojalny, czuły - nie sposób go nie polubić, a nawet pokochać. Podobnie jest z babcią Anielą, która również skradła moje serce. To kobieta ciepła, troskliwa, wyrozumiała, po prostu przemiła osoba, prawdziwy skarb. Oby w prawdziwym życiu więcej takich osób.
"... babcia dawała jej to, czego nigdy nie otrzymała od matki - wiarę i wsparcie."
Bohaterowie są wyraziści, wiarygodni, z którymi można się utożsamić (zwłaszcza jeśli posiada się własne dzieci). Myślę, że z główną bohaterką świetnie bym się dogadała, bo mamy podobne poglądy w wielu kwestiach. Oczarowała mnie także relacja Poli i Jakuba. Mianowicie to, w jaki sposób potrafili się wspierać, rozumieli się, wspólnie dążyli do wytyczonego celu. Widzimy jak w związku ważna jest rozmowa. Tak powinno właśnie wyglądać małżeństwo.
"Właśnie te drobne gesty decydowały o powodzeniu ich małżeństwa. Ukradkowe spojrzenia, komplementy oraz magiczna moc słowa "dziękuję", o której tak często zapominali ich przyjaciele i znajomi."
Magdalena Majcher nie ocenia bohaterów, nie umoralnia, ale gdzieś tam na boku, przemyca swoją receptę na udany, szczęśliwy związek. Położyła bardzo duży nacisk na psychologiczną stronę postaci. Dzięki temu możemy lepiej ich poznać, zrozumieć, przeżywać wszystko wraz z nimi.
Autorka zastosowała ciekawy zabieg "powieści w powieści". Główna bohaterka pisze książkę, która jest dla niej niejako formą autoterapii. Taki element jeszcze dobitniej obrazuje ogrom bólu i cierpienia, jaki od wielu lat nosi w sobie Pola.
Spodziewałam się, że książka będzie bardziej optymistyczna, natomiast otrzymałam powieść, w której głównie towarzyszy smutek. Ale to nie jest wadą lektury, wręcz przeciwnie. Dzięki temu widzimy, że życie to nie tylko same radości, a opowiedziana historia wydaje się być autentyczna, bliższa, bo która z nas, kobiet nie przeżywa podobnych dylematów? Dylematów, których nikt z nas nie powinien nigdy w życiu podejmować. Mimo, iż poruszane są trudne tematy, to nie jest to przytłaczająca lektura. W książce nie ma niepotrzebnego lukru, zbędnych słów, wszystko jest po coś. Ta książka tak mnie pochłonęła, że zupełnie zapomniałam o otaczającym mnie świecie, wszystko inne zeszło na dalszy plan, zaczęłam żyć problemami bohaterów. Autorce udało się stworzyć historię prawdziwą, niebanalną, taką która pozostawia nas z wieloma pytaniami oraz próbą odpowiedzi na nie.
Wielu z nas w tej powieści odnajdzie cząstkę siebie. W wielkim napięciu śledziłam, to co zaraz się wydarzy, przeżywałam wszystko wraz z bohaterami, kibicując im w ich życiowych zmaganiach.
Zachwycił mnie dopracowany warsztat pisarski autorki. Lekkość pióra, plastyczne opisy, naturalne dialogi, wyważona acz dynamiczna akcja i niezwykła dbałość o szczegóły - ciąża, badania prenatalne, choroby genetyczne. Zaowocowało to lekturą, od której nie sposób się oderwać. A jeśli dodam do tego podjęty wątek aborcji, o której ostatnio w naszym kraju jest dość głośno - może skłonić to do wielu dyskusji czy kontrowersji. Wspomnę jeszcze, iż zarówno tytuł, jak i przepiękna okładka celnie trafiają w treść książki.
"Stan nie! błogosławiony" Magdaleny Majcher jest słodko-gorzką opowieścią przepełnioną emocjami. To wielowątkowa, nieszablonowa, mądra, życiowa i trudna opowieść zmuszająca do wielu refleksji. Powieść o niespodziewanym macierzyństwie, o związanych z nim dylematach, strachu, niepewności, o niezaspokojonych potrzebach, empatii, ale przede wszystkim pięknej miłości. Dodaje otuchy i nadziei tym, którzy zmagają się z podobnymi problemami. Myślę, że jej prawdziwą wartość docenią dojrzalsi czytelnicy. A moralno-etyczne dylematy przepełnią Was emocjami, o których długo nie będziecie mogli zapomnieć. Ja z pewnością do tej książki wrócę jeszcze nie jeden raz.
...
Opinia bierze udział w konkursie