Sięgnęłam po Marzyciela, ponieważ zafascynowała mnie jego okładka. Jasne, że nie należy oceniać książki po okładce, ale czasami tak na mnie działają te, które są w mojej ulubionej kolorystyce. Opis również mi się spodobał. Kiedy bohaterem jest bibliotekarz, a sama nim jestem, ciekawi mnie, jak autor go stworzył i czy jego profesja lub miejsce pracy będą odgrywały dużą rolę w fabule. Czy jestem zadowolona z wyboru? I tak, i nie, ale po kolei...
"To marzenie wybiera marzyciela, a nie odwrotnie."
Lazlo Strange, czyli tytułowy Marzyciel, jest sierotą. Znaleziono go w czasie wojny i umieszczono u mnichów, gdzie wprawdzie żył bezpiecznie, ale nie było to życie, jakiego pragnął. Pewnego dnia został wysłany do Wielkiej Biblioteki, gdzie po prostu przepadł. Zakochał się w tym miejscu i księgach, które tam zobaczył. Pozwolono mu tam zostać i pracować w bibliotece. Lazlo to chłopak, który pomagał innym nie po to, by coś otrzymać, ale z dobrego serca, marzący o tym, by świat był piękny i bezpieczny dla wszystkich. Sam nie ma łatwego życia, nie ma rodziny, z przyjaciółmi też krucho. Zostają mu marzenia, z których tworzy niesamowite historie, które potrafi barwnie opowiadać. Mówią na niego bajarz.
Kiedy na horyzoncie jego życia pojawia się szansa na zmianę i spełnienie marzenia związanego z miastem Szloch, nękanym tajemniczym kłopotem, Lazlo podejmuje próbę zdobycia miejsca w wielkiej wyprawie. To nie takie proste, gdyż potrzebni są raczej uczeni z różnych dziedzin, a nie jakiś osierocony podczas wojny bibliotekarz. Jednak jego pragnienie jest tak silne, że udaje mu się przekonać szefa wyprawy, iż przyda się w drodze i na miejscu, czyli w mieście, które fascynuje go od dawna i o którym wie wszystko.
"Czy Niewidoczne Miasto nadal tam stało? Czy tamtejsi mieszkańcy jeszcze żyli? Co wydarzyło się dwieście lat temu? Co wydarzyło się piętnaście lat temu? Jakaż moc potrafi wymazać nazwę miasta z ludzkiej świadomości?
Lazlo chciał tam pójść i się przekonać. Takie miał marzenie, śmiałe i cudowne: pójść tam, przez pół świata, i samemu rozwiązać tajemnicę."
Podróż ta zmieniła Lazla, a to, co zastał u celu, przeszło jego najśmielsze oczekiwania i wyobrażenia.
Oprócz skromnego bibliotekarza mamy tutaj cały wachlarz innych postaci. Drużyna, która wyruszyła do Szlochu, składała się z wojowników i uczonych, w których przywódca eskapady, Zabójca Bogów Eril-Fane, pokładał ogromne nadzieje na ratunek dla miasta. Na miejscu zaś poznajemy kolejnych bohaterów, których skóra jest... niebieska. Nie mieszkają w samym mieście, lecz nad nim. I nie są mile widziani przez mieszkańców. Więcej nic o nich nie zdradzę.
Nie zabrakło również wątku miłosnego, opisanego w bardzo delikatny i przyjemny sposób. Żadnych wulgarnych nachalności i niepotrzebnych dosłownych opisów. Naprawdę, uważam, że w tym temacie autorka zasługuje na ogromną pochwałę. Sami się przekonacie, kiedy sięgniecie po "Marzyciela".
Teraz sprawa moich dwóch urwanych punktów. Magia w powieści to nie wszystko, przynajmniej nie dla mnie. W wersji elektronicznej, w której czytałam, pierwszy naprawdę trafiony dialog pojawił się chyba na 175 stronie, a akcja nabrała tempa, kiedy dotarłam do strony 300... Biorąc pod uwagę, że mój czytnik pokazywał tych stron 496, to trochę słabo, jeśli ktoś lubi, żeby się działo.
Drugi tom cyklu (a musicie wiedzieć, że pierwszy skończył się STRASZNIE*) ma mieć premierę w październiku tego roku (informacja pochodzi z LC). Jeszcze pomyślę, czy go przeczytam.
* STRASZNIE = w taki sposób, że chciałoby się od razu sięgnąć po kolejny tom, żeby dowiedzieć się, co było dalej!
Opinia bierze udział w konkursie