- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.- rzucił skwapliwie. Nie spodobała mi się ta skwapliwość. Mocniej pchnąłem pedały, zrównaliśmy się z Wiką. - O czym plotkowaliście? - zapytała. - Znów tajemnice? - Nie mamy żadnych tajemnic - mruknął Leszek. - Dajmy na - zerknęła na mnie zza kierownicy. - Wiem, co cię gryzie, Hip. - Mnie? - roześmiałem się głośno, ironicznie. - Owszem, gryzło, ale dwie godziny temu. Kiedy byłem na grzybach, mrówki mnie oblazły. - Oni są głupi - powiedziała Wika, skręcając z szosy na leśną drogę wiodącą do jeziora. - Głupimi nie warto się przejmować. Miałem ochotę trącić ją w tylne koło, żeby zleciała z roweru. - Dziękuję ci - rzuciłem z jadowitym uśmieszkiem. - Bardzo potrzebowałem pocieszenia. Byłem tak przejęty, że straciłem sen i apetyt, teraz wreszcie mogę odetchnąć z ulgą. - Idiotka - usłyszałem za sobą głos Leszka - nie zwracaj na nią uwagi. Ustawiliśmy rowery w cieniu pod wierzbą, Wika odeszła w gąszcz tarniny, po chwili ukazała się w ciemnobłękitnym, dwuczęściowym kostiumie, czekoladowa, po kociemu zgrabna. Jezioro jaśniało zielonawo, prześwietlone słonecznym blaskiem. Piasek chrzęścił i przypiekał stopy. - Skaczemy? - zaproponował Leszek. Wdrapaliśmy się po najeżonym korzeniami zboczu na Czarny Jęzor - nieduży prostokątny taras wysunięty nad wodę niczym trampolina. Dzieliło nas stąd od jeziora dobre dziesięć metrów. Spojrzałem w dół. Nasłoneczniona tafla wodna ukazywała dno pokryte omszałymi kamykami i gałązkami wodorostów. Trudno było uwierzyć, że jest tu spora głębina. - Skacz pierwszy - mruknąłem. Leszek cofnął się do krańca tarasu i pomknął sprintem, odbił się, skoczył. Leciał z rozrzuconymi ramionami, dopiero na ułamek sekundy przed zetknięciem się z wodą złożył je, wszedł w jezioro łukiem, bez bryzgów, przemknął gładko nad dnem i wynurzył się kilka metrów od brzegu. Pomachał do mnie ręką: - Skacz! Wziąłem ten sam rozbieg, odepchnąłem się od krawędzi. Zdawało mi się, że lecę nie w dół, lecz w górę, na moment oślepiło mnie słońce, potem wyczułem bliskość wody i wbiłem się w nią zwartymi dłońmi. Strasznie długo trwało, nim wyskoczyłem na powierzchnię. Już mi brakło tchu. Wypłynąłem tuż obok Leszka, szarpnięciem głowy odrzuciłem włosy z oczu. Wika patrzyła na nas, stojąc po kolana w wodzie, jakby się bała zamoczyć kostium. Z sitowia wolniutko wypełzła ciężka czarna łódź ze stojącym na dziobie panem Tadeuszem. Słońce igrało błyskami na jego łysinie otoczonej półkolem rudawych, falujących włosów. Już z daleka pogroził nam spinningiem: - Ej, gieroje! Macie coś do szczupaków? Jak nie, to dajcie im święty spokój! - Znalazł się obroń - zachichotał Leszek. - Tak dobrze pan im życzy, panie Tadziu? - Życzę im jak najlepiej - odparł z powagą i odłożywszy spinning wziął się do wiosła, wbił je w wodę na sztorc, odepchnął od siebie; łódź przyśpieszyła, poślizgiem sunąc w naszym kierunku. - Będą smażone na najlepszym wiejskim maśle od pani Kątnej i konsumowane przez samego profesora Brzozę. - Co to za profesor, panie Tadziu? - spytałem, płynąc na spotkanie łodzi. - Gość pani Kątnej, światowej sławy neurochirurg. Nie słyszeliście o eksperymentach profesora Brzozy? Podpłynęliśmy do łodzi z dwóch stron, uchwyciliśmy się burt. Zajrzałem do środka i w mętnej wodzie na dnie dostrzegłem jednego małego okonia. - Nie naje się profesor - zauważyłem. - Jeśli będziecie dalej skakać - zareplikował pan Tadeusz. - Tu w szuwarach jest olbrzym, już go prawie miałem i wtedy ten dziki plusk. Rekin by czmychnął. Wgramoliliśmy się do łodzi, zachęceni znaczącym ruchem głowy pana Tadzia. Zerknąłem przez ramię na Wikę, wciąż stała w wodzie po kolana, obserwując nas z niechętną zazdrością. Łódź obróciła się dziobem do szuwarów. Pan Tadeusz wyjął z kieszeni paczkę sportów, zapalił, wydmuchał smużkę żółtawego dymu. Podziwiałem go - rzeczywiście wierzył w szczupaki-olbrzymy, od lat biczując jezioro błękitnawą żyłką zakończoną wymyślnymi błyskami. O ile wiem, nikt jeszcze nie złowił tu szczupaka. Co innego w sąsiednim jeziorze pegeerowskim; tam były istotnie, po sztucznym zarybieniu. Pan Tadeusz gardził jednak łatwą i pewną zdobyczą. Przysięgał, że na własne oczy widział wielokilogramowe potwory drzemiące pod pniami u brzegów i że już kilka razy miał je na haku. Pech, niestety: to przegryzały żyłkę, to uciekały z błyskiem w podwodne zarośla. - Jakie eksperymenty? - spytałem. - Nie słyszałem nigdy o profesorze Brzozie. Pan Tadeusz popatrzył na mnie z ironicznym współczuciem. Właściciel warsztaciku zegar
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | dla dzieci i młodzieży, literatura młodzieżowa |
Wydawnictwo: | Siedmioróg |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Wprowadzono: | 25.04.2012 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.