SZPITAL PRZERAŻENIA
Niemal rok czekania (okej, jedenaście miesięcy, by być dokładnym) i w końcu mamy ?Szpital Filomeny? po polsku. Z tym przekładem tytułu to tak trochę niefortunnie, bo oryginał brzmi ?The House at Phantom Park? i naprawdę lepiej to wypada, ale jest jak jest. No a tytuł, tytułem, a tymczasem środek jest naprawdę dobry. Kawał fajnej lektury w klasycznym stylu, nawiedzony dom, a właściwie szpital, dziwne wydarzenia, gęstniejący mrok? No fajnie wypada, z tymi plastycznymi opisami autora w szczególności, ma klimat i naprawdę dobrze się to wszystko czyta.
Lilian Chesterfield żyje z kupowania ruin, które odnawia i sprzedaje za solidne pieniądze. Biznes, jak każdy inny, ale czasem w tych opuszczonych domach kryją się sekrety, z jakimi lepiej nie mieć do czynienia. A ona wkrótce sama się o tym przekonuje, kiedy kupuje stary wojskowy szpital. Bo coś tu się dzieje, coś tu jest nie tak i coś nie życzy sobie jej obecności. A że kobieta nie zamierza się poddawać, sytuacja z każdą chwilą staje się coraz bardziej niebezpieczna i zmienia w coraz gorszy koszmar?
Nawiedzony dom, no z tym mierzy się każdy pisarz horrorów. Z nawiedzonym szpitalem? Temat w sumie ten sam, kategoria ta sama, ale tu już tak trochę mocno się zaczyna to kojarzyć z ?Królestwem? Larsa von Triera. Remake tego serialu zrobili Amerykanie, King tam przyłożył rękę i swoje trzy grosze wtrącił, a potem to trochę tego się narobiło. I teraz Masterton dorzuca coś od siebie i naprawdę fajnie to robi. Spotkałem się nawet z opiniami, że to najlepsza jego książka w ostatnich latach. I coś w tym jest, choć dla mnie, fana jego twórczości, ogólnie w ostatnich latach proza Mastertona dobrze się ma, a ?Szpital Filomeny? to kolejne tego potwierdzenie.
Siła powieści? Przede wszystkim, wiadomo, klimat. Bo jak Masterton pisze, to jakoś przemawia to do wyobraźni i pewnie niektórych wystraszy. No mnie nie, ale jak zawsze mówię, ja się na horrorach nie boję, bywa. Ale doceniam nastrój, doceniam jak to wszystko jest budowane i jak fajnie pisarz wykorzystuje te wszystkie klasyczne myki. No bo mocno klasyczna jest to książka, taki gatunkowy standard, zgrany motyw właściwie, a jednak Masterton daje radę i dobrze to odtwarza, dorzucając coś od siebie i bawiąc tym, co przecież ewidentnie sam uwielbia.
No i tym razem nie przegina z seksem. Bo wiecie, jak to u niego bywa, cuda, że nawet twórcy ?Kamasutry? zawstydzeni, dziwactwa, że branża porno uczyć się może i błędy, że można się pośmiać. A tu wszystko jest dobrze, no nie będę Wam zdradzał czy ten seks jest, czy go nie ma, sami odkryć musicie, ale ogólnie temat nieprzekombinowany, a zabawa dla miłośników horrorów i literatury z dreszczykiem na poziomie.
Więc warto. Kto lubi Mastertona, będzie zadowolony. Fajna, klasyczna gatunkowo (a zarazem dla tej klasyki hołd), dobrze wykonana rzecz, którą czyta się z przyjemnością.
Opinia bierze udział w konkursie