Powiem wam, że początek tej książki trochę słabo mnie zainteresował. Poznaliśmy chłopca, który odwiedził swojego kolegę i nigdzie nie mógł go znaleźć. W pewnym momencie zrobił coś, co sprawiło, że został wciągnięty do miejsca, które widział pierwszy raz na oczy. Największego szoku jednak doznał, kiedy zobaczył, że nie ma jednej ręki, tylko metalową końcówkę. Do tego czasu niezbyt byłam zainteresowana książką, gdyż wyglądało to tak jakoś bez wyrazu. Następnie, kiedy zobaczył tam swojego kolegę, nie bardzo mieli czas na rozmowę, gdyż zaczęły ich oblegać potwory, które kolega mordował czymś, co również zastępowało mu dłoń. Rozpoczęła się walka o własne życie, gdyż w momencie kiedy któryś z nich zostawał postrzelony, od razu odradzał się na początku gry. To było dla nich bardzo irytujące, a zwłaszcza dla Jasse, który w ogóle nie lubił gier komputerowych. Często chłopcy się kłócili, lecz w chwilach zagrożenia starali się sobie pomóc. Został tu również poruszony wątek zaginionego kolegi, którego po miesiącu nieobecności uważali za zmarłego. Były to takie drobne detale, ale sprawiały, że dziecięca fantastyka zmieniała się nieco w dramatyczną. My czytamy ich żale i smutek, które zakłóca walka z modliszkami czy nadnaturalnych rozmiarów komarem. Kiedy jednak jakakolwiek ekscytacja grą zamienia się w znużenie, chłopcy postanawiają z niej wyjść. Niestety w tym momencie pojawia się jakiś błąd i nie mogą tego zrobić. Jess nawet zastanawia się co będzie, kiedy nikt go nigdy nie odnajdzie. Myśli o rodzicach i szkole. Później dzieje się coś, co sprawia, że by dojść do wyjścia z niej, muszą przejść poziom dwudziesty. To ich nieco pociesza, lecz nie do końca, gdyż liczba ich przeciwników wciąż wzrasta. Następnie dzieje się tak wiele rzeczy, aż nie potrafiłam w nie uwierzyć. Byłam wstrząśnięta i chwilami przestraszona. Chłopcy bowiem dowiedzieli się, że pojawił się kolejny błąd w grze. Wszelkie niejasności muszą zostać zlikwidowane i zepchnięte do miejsca z którego nie ma już powrotu. Jednym z takich błędów, byli właśnie oni... Podobno z tej gry nie ma powrotu. Przekonali się o tym, kiedy ujrzeli, że został w niej uwięziony właśnie ich kolega, którego uważali za zmarłego...
Więcej nic nie powiem, ale uwierzcie mi, że jakiekolwiek wcześniejsze odczucia względem książki prysły niczym bańka mydlana. W ogóle nie mogłam się od niej oderwać, targały mną przeróżne uczucia. Byłam zdziwiona, pełna żalu, niesprawiedliwości, nawet byłam zła na autora, że napisał tą książkę, gdyż przez niego ciągle o niej myślałam. Zrobił nam również psikusa, gdyż ta książka ma koniec i nie ma jednocześnie. Mam nadzieję, że przynajmniej szybko wyjdzie część druga, bo naprawdę można oszaleć. Ta opowieść, pokazuje jak niebezpieczna może być gra, oraz nie informowanie rodziców o wyjściu z domu. To są błahe rzeczy, ale w obliczu nagłego zagrożenia bardzo istotne. Jess miał żal do siebie, że znikał z domu gdzie i kiedy chciał, bo nagle nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Polecam do czytania dzieciom nawet dziesięcioletnim, by zobaczyli jakie konsekwencje niesie za sobą bycie nieodpowiedzialnym.
Opinia bierze udział w konkursie