Debiut literacki Oliwii Panek to typowy romans, w którym dwoje ludzi musi zostawić za sobą przykrą przeszłość, aby móc zacząć życie od nowa i wejść w kolejną, dobrą relację. Oczywiście nie jest to bajka, więc na ścieżkach głównych bohaterów pojawia się sporo przeszkód i zakrętów, zanim ich wspólna droga zaczyna być prosta.
Aubrey Lee ma dopiero 21 lat, ale w życiu przeszła wiele. Śmierć partnera, leżący w śpiączce synek i znienawidzona rozpoznawalność sprawiają, że młoda dziewczyna nie potrafi w swoim życiu dostrzec szczęścia. Na Rega Stana wpada całkiem przypadkiem, lecz bardzo szybko okazuje się, że tych dwoje coś do siebie przyciąga i nie jest to tylko praca czy muzyka.
"W Rytmie uczuć" to krótka historia, którą bardzo szybko się czyta i chociaż sam pomysł oraz wstęp bardzo mnie zaciekawiły, to jest to jednak kolejna, szablonowa opowiastka miłosna jakich wiele. Bohaterów zdecydowanie da się lubić, ale brakuje tu czegoś, co wyróżniłoby tę książkę na tle innych, podobnych. Jeżeli jednak lubicie typowe historie miłosne, w których od samego początku wiadomo jak wszystko się skończy, to perypetie Aubrey i Rega powinny przypaść Wam do gustu.
Z jednej strony nic mnie tu nie zaskoczyło, z drugiej książkę czytało mi się całkiem przyjemnie. Mam też wrażenie, że coś mi tu zgrzyta, ponieważ autorka porusza bardzo poważne tematy, takie jak śmierć, choroba dziecka czy ucieczka z miejsca wypadku, ale po drugiej stronie tego wszystkiego są dorośli bohaterowie zachowujący się jak duże dzieci. Ja mam mieszane uczucia, ale myślę, że może to dlatego, że książka adresowana jest do zdecydowanie młodszego czytelnika niż ja. Na uwagę zasługują tu; zabawny wątek z szaloną ex dziewczyną oraz nauka akceptacji swoich wad, co jest dziś ogromnym problemem wielu młodych ludzi.
Bardzo lubię motywy muzyczne przewijające się w literaturze, lubię też gdy książka jest przyjemną rozrywką, która nie wymaga ode mnie umysłowego wysiłku i myślę, że każdy, od czasu do czasu potrzebuje takiej comfort book.
Opinia bierze udział w konkursie