- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.ulicą, którą instynktownie uznałem za główną. Na morzu widzę żaglówki. Na brzegu - stare kutry. Dwa lata temu opowiadano mi, że na Lampedusie nie niszczy się zużytych łodzi. Rzeczywiście, stoją tu i ówdzie jak pomniki życia i śmierci, kruchości i trwania. Trupy kutrów nakładają się na żywe, dalekie żagle i jest tak, jak gdyby ziemia i woda były tym samym żywiołem. Przyjechałem z heraklitejską wiedzą, że wszystko płynie; wyjadę z przekonaniem, że wszystko pływa. Tak, wszystko pływa. Nie wyrzuca się ani kutrów, którymi dziadkowie wypływali po ryby i żółwie, ani łodzi, którymi przypłynęli uchodźcy. Obok portu, do którego przybijają migranci, jest cmentarzysko stateczków. Przynajmniej było, kiedy przyjechałem tu w końcu września 2013 roku, kilka dni przed katastrofą trzeciego października, w której zginęło trzysta sześćdziesięcioro sześcioro ludzi. Na burtach widniały arabskie napisy, niepojęte symbole, ryby i fale. Pisane i malowane czarną farbą. * Nie można zabłądzić, mówi Abele, a jednak wydaje mi się, że poszedłem nie tak, jak trzeba. Idę już kwadrans i widzę ciągle to samo. Niezmienny pejzaż wnętrza Lempedusy. Kamienistą pustkę. Ziemię rozchybotaną jak woda, która wymknęła się morzu i zastygła na gruz. Zatrzymuję chłopca. Wiezie na motorowerze dziewczynę. - Poliambulatorium? To w drugą stronę. Proszę wrócić i przy znaku SISA skręcić w prawo. Wracam. Idę tam, gdzie za znakiem stoi ,,Lady Angela". Maleńka, drewniana łódka, błękitna jak sprana sukienka dziewczynki, która dzisiaj jest babcią. Idę w stronę miasta. Po lewej wszędzie morze. Dalekie, błękitne, jak z widokówek. I stragany biednego targowiska za cementowym murkiem z napisem Buongiorno vita, dzień dobry, życie. Po prawej stronie mijam półpiętrowe domki z płaskimi dachami i supermarket SISA. Aż dostrzegam budynek, który musi być szpitalem, bo stoją przed nim dwa ambulanse. Wysoki, dość masywny, w nowoczesnym stylu, którego nie umiem określić inaczej niż funkcjonalny. Wchodzę. W czystym korytarzu, którego długość odmierza kilka gabinetów, siedzą ludzie. Mówię pielęgniarce, że jestem umówiony z doktorem Bartolo. Kieruje mnie do pokoju na końcu krótszego, prostopadłego korytarza. - Szukam doktora Bartolo - mówię do mężczyzny, który wychodzi z pokoju obok. - To ja. Pietro Bartolo. * Zajmuje miejsce za biurkiem i wskazuje krzesło na wprost siebie. Obok mnie siada pracownica szpitala, pewnie w wieku doktora i moim. - W takim razie pójdziemy gdzie indziej - mówi Bartolo. Kobieta orientuje się, że nie ma uczestniczyć w rozmowie. - Nie, nie - przepraszająco wymachuje rękami. - Zostawię was samych. Doktor Bartolo chce rozmawiać w cztery oczy. Z tego, jak się porusza, jak wydaje polecenia, i z tego, jak słuchają go inni, widać, że uchodzi tu za twardziela. A przecież o wielu rzeczach, o których mi powie, będzie mówił na granicy płaczu. Gwałtowne, ledwie kontrolowane skurcze warg odsłoniłyby stronę, jakiej jego współpracownicy najprawdopodobniej nie znają. Twardziel to poza, dzięki niej może zarządzać pogotowiem na Lampedusie. Centrum Pierwszej Pomocy i Przyjęć. Wzruszenie rozwaliłoby ten frontowy szpital od środka. Wyjaśniam, że chcę napisać o Lampedusie w chwili, kiedy na wyspie nic się właściwie nie dzieje. Kiedy uchodźców wozi się na Sycylię. Dość gwałtownie pyta, skąd wiem, że na Lampedusie nie ma teraz ludzi z Afryki. - Z gazet - mówię. Opowiadam też o poznanej w samolocie dziewczynie z Bolonii. Jej ojciec od lat przyjeżdża tu łowić ryby i nie wspomina już o uchodźcach, a przecież całe lato spędza na Lampedusie. Relacjonuję rozmowy z właścicielami restauracji i baru. Oni też zapewniali, że prawie od dwóch lat na wyspie jest spokojnie, a jedynymi przybyszami są turyści. - Czyli umowa działa - doktor kręci głową z niedowierzaniem. - Bo ja mam uchodźców prawie codziennie. Ostatni raz dzisiaj w nocy. * - Włoskie, angielskie czy holenderskie okręty wojskowe - z początku mówi chłodno, technicznie, jak gdyby zdawał relację z codziennego obchodu - wypływają po nich prawie do wybrzeży Libii, biorą na pokład i przewożą do Włoch. W większości na Sycylię: do Augusty, Pozzallo, Trapani. Albo do Kalabrii. Jeżeli w naszym centrum pomocy są wolne miejsca, zabierają ich również łodzie patrolowe z Lampedusy. Przedtem przywożono tych ludzi wyłącznie do nas. Teraz rzadziej, i nie zostają długo. Jakieś trzy, najwyżej cztery dni. Potem rozwozi się ich do różnych ośrodków. Statkami liniowymi albo ślizgaczami, jak wczoraj, albo samolotami. Wcześniej zostawali nawet na kilka miesięcy. Obecnie zmieniło się prawie wszystko. Ale jednocześnie nie zmieniło się nic. Bo oni płyną, wciąż płyną. Nowe są tylko procedury, miejsca przeznaczenia, sposoby i środki transportu. Zmieniły się te
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura faktu i reportaż |
Wydawnictwo: | Dowody na istnienie |
Rok publikacji: | 2015 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.