- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.ężczyzn, wspinali się na olbrzymie, rozrosłe orzechy. Zwykle bowiem to oni wchodzili na drzewo i potrząsali nim, a ich kobiety zbierały w zaroślach gorzkie owoce, albo specjalnie przygotowanymi tyczkami ściągali do ziemi pełne kiście pnącza winogron. Czasem też oboje zagłębiali się, z przytroczonym do paska wiaderkiem, w malinowe chruśniaki, nie podawali sobie jednak owoców ani do rąk, ani do ust, osobno zsypując, co nazbierali w dusznej samotni, oganiając się od much i komarów, do wiader plastikowych, których zawartość potem w domach przerabiali na sok. Będą go pić w zimowe i jesienne dni i rozdawać dzieciom albo wnukom, by im i sobie niezmordowanie udowadniać, że są jeszcze do czegoś potrzebni. Ale teraz mroźny ranek, jak jakiś wyjałowiony kompres, zaległ całą okolicę. Świat wygląda, jakby pod osłoną mroku przetoczył się jakiś kataklizm i teraz wyblakłe, ale jaskrawe słońce i lodowaty wiatr były wszystkim, co przetrwało. Słońce wspina się po niebie; cała okolica jakby odsypiała zabawę do rana. Zimne światło zlewało się na owo przejście pomiędzy murem gołych konarów grabów i zeschłymi chaberdziami pokrywającymi dawne działki. Żadnego ruchu. Do czasu, gdy od strony zarośli wychodzą na otwartą przestrzeń dwaj mężczyźni. Ledwie idą. Jak kukły. Ostrożne, kruche, jak ze szkła, ruchy; z daleka wyglądają jak dwie ubrane w jakieś niewyobrażalne sterty starych ciuchów porcelanowe lalki; kukły pozszywane ze strzępków, skrępowane setkami ściegów, zacisków; każdy ruch jak na granicy najwyższego wysiłku. Absolutna mobilizacja. Całkowite skupienie. Czerwone, spalone mrozem twarze. Ciała, które nie wiadomo jeszcze, jakim cudem i skąd czerpiąc energię, stawiają powolnie, jak na zwolnionym filmie, kolejne kroki. Skupienie, uwaga, aby się nie zachwiać, nie przewrócić na śnieg, pewnie któryś już raz, bo ubrania, te sterty narzuconych w nieładzie pledów, koców, kurtek, rękawic, czapek, oblepione są śniegiem na plecach, na kolanach, na tyłku. Jak jakaś awangarda dzikiej czerni, potomkowie tajemniczych Mongołów, wychodzą z krzaków, kierując się stronę cywilizacji; ubrani w byle co, w cokolwiek, co trochę chociaż osłania piekielny, nieznośny, zawsze zwycięski chłód przewiercający się sobie tylko wiadomymi sposobami przez najbardziej wymyślne zawijanie, gdzieś tam, w głąb, pod te wszystkie warstwy, do białego jak melasa, wychudzonego, pokrytego strupami i ukąszeniami wszy ciała. Idą, ledwie się trzymając na nogach. Są teraz na samym środku owej polany. Widać, jak nieustępliwie, choć tak powoli, tak straszliwym ostatnim wysiłkiem pokonują jednak przestrzeń dzielącą ich do przerzedzonego zimą grabowego muru, przez który prześwituje zamknięta rzeczywistość bloków. Wyglądają trochę jak nawiedzeni heroldowie, którzy wyłonili się z dzikiej przeszłości. Nabrzmiałe mrozem, alkoholem, niewyspaniem, zmęczeniem twarze; zarośnięte brodami, nie golonymi ani nie czesanymi pewnie od lat, zakrywającymi bezzębne, gnijące od szkorbutu, zawsze tak samo zachłanne usta: zachłanne na napitek i jakiekolwiek, nawet znalezione na śmietniku, jadło. Jak jakaś awangarda nadciągających plemion, które gnane głodem i niezrozumiałym parciem przestrzeni wędrują wciąż przed siebie, siejąc spustoszenie i zgliszcza; napadają ciepłe wioski, gwałcą kobiety, mordują mężczyzn, podrzynają gardła, robią porządek w stodołach i stajniach, piekąc potem pomiędzy domami zamordowane okrutnie, a niekiedy jeszcze półżywe zwierzęta, patroszone na żywo, bo głód, krowy, owce. Ale teraz stracili już swój impet; teraz pokonały ich mróz i odległość; teraz mogą się łasić do osadników; osłabły krwiożercze instynkty; głód i chłód zrobiły swoje. I zamroczenie alkoholem, straszną ilością wypitego czegokolwiek, co zawiera chociaż trochę procentów. Jeden z dwu mężczyzn, młodszy na oko (jeśli jakiekolwiek zewnętrzne oko miałoby ochotę, odwagę, przełamując odrazę, zatrzymać się dłużej na tym worku plugastwa), przystaje jednak. Stoi. Jego partner, pogrążony w zapadającym się leju swego ostatecznego zmęczenia, nie zauważa tego. Brnie dalej przez śnieg. W poprzek prześwitu idzie ścieżka, wydeptana przez psy i ich właścicieli. Właśnie na nią wkracza. Z ulgą. Nogi się nie zapadają. Wtedy, nienaturalnie wolno, odwraca się do drugiego. Dostrzega, że jest sam. Staje. Odwraca się. Ale zatrzymuje w połowie owego zwrotu, bo w samym jego środku uderza go w twarz i poskręcane na piersiach, wetknięte za pas rogi starego koca podmuch wschodniego wiatru. Przenika go ziąb. Wiatr dmie, jakby chciał go przewrócić, zerwać te wszystkie osłony i wedrzeć się do ukrytego pod spodem wątłego ciała. Przerywa więc ruch. Zawraca. Stoi przez chwilę, chwiejąc się na wietrze. Zbiera siły. Rusza dalej. Młodszy stoi jeszcze chwilę
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść środowiskowa |
Wydawnictwo: | Wydawnictwo M |
Wydawnictwo - adres: | mwydawnictwo@mwydawnictwo.pl , http://wydawnictwom.pl , 31-002 , ul. Kanonicza 11 , Kraków , PL |
Rok publikacji: | 2014 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.