- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023., bo się bał, że ich deportują. Kazał jej uciekać, i to natychmiast, zanim zapadnie w śpiączkę. Z tego, co słyszałem, posłuchała go. Personel hotelowy dopiero po dwóch dniach jęków i skowytu za zamkniętymi drzwiami zdecydował się zignorować wywieszkę ,,Nie przeszkadzać" i obsługa weszła do pokoju. Nie wiem, czy to naprawdę był początek epidemii paryskiej, ale tak to mogło wyglądać. - Powiada pan, że nie wezwali doktora w obawie przed deportacją. To po co w ogóle szukali lekarstwa na Zachodzie? - Pan naprawdę nie rozumie, jak to jest być uchodźcą, prawda? Ci ludzie byli zdesperowani. Dostali się w pułapkę między własnym zakażeniem i chorobą a łapankami i ,,leczeniem", jakie miał dla nich ich własny rząd. Gdyby pan miał bliskiego, członka rodziny, dziecko, które zostałoby zainfekowane, i usłyszał, że w innym kraju istnieje choć cień nadziei, to czy nie uczyniłby pan wszystkiego, byle się tam dostać? Nie chciałby pan wierzyć w to, że jest nadzieja? - A ta żona? Mówił pan, że rozpłynęła się wraz z resztą renshe? - Tak było zawsze, nawet przed wybuchem epidemii. Część zatrzymywała się u rodzin, inni u znajomych. Wielu biedniejszych musiało odpracowywać bao7 dla lokalnej triady. A większość po prostu zniknęła wśród najniższych warstw społeczeństwa kraju, do którego się przenieśli. - W dzielnicach biedoty? - Jeśli tak chce je pan nazywać. Gdzie może być lepsze miejsce na kryjówkę, jeśli nie wśród ludzi, których istnienia nikt nie chce zaakceptować? A z jakiego innego powodu tak wiele slumsów w miastach najbogatszych krajów świata stało się ośrodkami lokalnych wybuchów epidemii? - Powiada się, że to shetou rozpowszechniali mit o rzekomym cudownym leku dostępnym za granicą. - Niektórzy tak. - A pan? [Dłuższe milczenie] - Nie. [Kolejna chwila milczenia] - Jak lot 575 zmienił przemyt drogą powietrzną? - Zaostrzono ograniczenia, ale tylko w niektórych krajach. Lotniczy shetou byli ludźmi ostrożnymi, ale jednocześnie pomysłowymi. Krążyło wśród nich stare przysłowie: ,,Każdy dom bogacza ma wejście dla służby". - Co to znaczy? - Jeśli w zachodniej Europie zaostrzono bezpieczeństwo, trzeba spróbować przez wschodnią. Jeśli nie wpuściły cię Stany Zjednoczone, wjedź przez Meksyk. Jestem pewien, że te zaostrzenia pozwalały bogatszym białym krajom poczuć się bezpieczniej, mimo że już miały na swoim terytorium ogniska epidemii. Ale transport lotniczy to nie moja działka, zajmowałem się głównie przemytem drogą lądową do krajów Azji Środkowej. - Tam było łatwiej się dostać? - Łatwiej? Oni nas normalnie na kolanach błagali, żeby z nimi robić interesy. Ich kraje były w takim stanie upadku, a ich urzędnicy tak skorumpowani, że praktycznie sami wypełniali za nas papiery na granicy - w dodatku za takie grosze, że ledwie się to czuło przy wypłacie. Mieli tam nawet shetou, czy jak to się tam w tym ich barbarzyńskim bełkocie nazywało, którzy przemycali tych ludzi dalej, przez postsowieckie republiki w głąb Rosji, do Indii, a nawet do Iranu. Zresztą nigdy mnie nie obchodziło, dokąd idzie ten czy inny renshe. Moim zadaniem było zebrać ludzi, przeprowadzić ich przez granicę, i tyle. Gdy w paszportach lądował ostatni stempel, a ostatni samochód przejechał na drugą stronę szlabanu, pozostawało mi tylko opłacić strażników i odliczyć swoją dolę. - Widział pan wielu zainfekowanych? - Z początku nie. To świństwo za szybko postępowało, a transport lądowy to nie przerzut lotniczy. Podróż do Kashi trwała nawet kilka tygodni, a z tego, co słyszałem, nawet najbardziej opornie postępujące zakażenie potrzebowało ledwie kilku dni, by pokazały się objawy. Zainfekowani klienci zazwyczaj reanimowali się gdzieś po drodze, a tam wyłapywała ich miejscowa milicja. Później, gdy liczba infekcji wzrosła i milicja nie nadążała wyłapywać chorych, zaczęli się pojawiać w moich grupach. - Czy byli niebezpieczni? - Rzadko. Rodziny zwykle same ich wiązały i kneblowały. Czasem widywało się coś z tyłu samochodu, słychać było ciche jęki spod sterty ubrań czy koców. Innym razem coś bębniło od środka w bagażniku czy, jak później, z drewnianych pak z otworami do oddychania na pace furgonetek. Otwory do Ci ludzie naprawdę nie mieli pojęcia, co się dzieje z ich bliskimi. - A pan wiedział? - No, wtedy już tak. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że próba wyjaśnienia im tego jest z góry skazana na niepowodzenie. Brałem swoje pieniądze i wysyłałem ich w drogę. Miałem farta - nigdy nie musiałem się borykać z problemami przemytu drogą morską. - To było trudniejsze? - I bardziej niebezpieczne. Moi wspólnicy z prowincji nadmorskich musieli się liczyć z możliwością, że jeden zainfekowany lub chory może im zarazić cały ładunek. - I co wtedy robili? - Słyszałem o róż
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść komediowa |
Wydawnictwo: | Zysk I S-Ka |
Rok publikacji: | 2014 |
Liczba stron: | 544 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.