Moja przygoda z cyklem o Beniaminie Ashwoodzie A. C. Cobblea rozpoczęła się w sposób identyczny jak u jego bohaterów. Z początku, czyli po lekturze pierwszego tomu, czułam jedynie lekką sympatię do interesującej historii nie bez wad. Benek w tym czasie ledwie wyruszał w podróż z rodzimej wsi, otwierając serce na czekające go przygody. Zmiana nastąpiła dopiero w "Nieustannej ucieczce", kiedy ewidentnie zżyłam się z bohaterami i wciągnęłam w fabułę, otrzymując dużo więcej zwrotów akcji. W Benku również nastała przemiana i z uroczego chłopaczka powoli stawał się mężczyzną walczącym ze złem.
Po "Wrogie terytorium" sięgałam więc nie tylko z ogromną radością, ale także z odrobiną strachu, że moja sympatia do głównego bohatera nagle nie wyparuje. I wiecie co? Na szczęście nic takiego nie miało miejsca! Po lekturze trzeciego tomu mogę oficjalnie powiedzieć, że cykl o piwowarze Beniaminie Ashwodzie to bez mała wciągająca, pełna przygód opowieść potrafiąca zachwycić nawet osoby stroniące od fantastyki.
Ale po kolei.
Wydarzenia we "Wrogim terytorium" zaczęły się idealnie w momencie, w którym skończyły w "Nieustannej ucieczce". Ben wraz z Amelią ledwo zdołali uciec po ataku w Północnej Bramie. Odłączyli się od grupy i samotnie przemierzają kolejne ziemie królestwa, podążając do Irrefortu - terytorium należącym do wrogiej Przymierzu Koalicji. Podjęli się bowiem ogromnie trudnego zadania: zamierzają odnaleźć członków legendarnego Zakonu Purpuratów, którzy jako jedyni wiedzą, jak pokonać ciągle rosnące w siłę demony.
Czy przyjaciołom uda się bez szwanku trafić do Irrefortu, odnaleźć Purpuratów i raz na zawsze wyeliminować demony? Co z depczącą im po piętach pogonią wysłaną przez niepokonaną czarodziejkę Eldred?
"Wrogie terytorium" A. C. Cobblea to ponad pięciuset stronicowa książka, którą przeczytałam w dwa dni. Ba, nie tyle co przeczytałam, ale ją dosłownie pochłonęłam! Trzeci tom cyklu o Beniaminie Ashwoodzie jest pełną niebezpieczeństw, zwrotów akcji, zabawnych momentów historią o przyjaźni, bohaterstwie i odwadze. Przez całą powieść autor doskonale dawkował tempo narracji, raz powoli snując radosną opowieść o dwójce przyjaciół odkrywających nowe tereny, by za chwilę wprowadzić do fabuły walkę na śmierć i życie z mrożącymi krew w żyłach demonami.
Fantastyka drogi ma to do siebie, że podczas wędrówki w zachowaniu bohaterów następują mniejsze bądź większe zmiany. Sprawiają to albo przeżyte przygody, albo dokonane w sytuacjach podbramkowych wybory. Często też razem z charakterem ewoluują relacje między bohaterami, i tak też było we "Wrogim terytorium". Strona, w jaką zaczęła zmierzać przyjaźń Bena z Amelią, totalnie mnie kupiła. Każdą ich rozmowę, sprzeczkę czy zwierzenie czytałam z wypiekami na twarzy, kibicując i ciesząc się jak dziecko, kiedy sytuacja poszła we właściwym - według mnie, oczywiście - kierunku.
W trzecim tomie naturalnie nie mogło zabraknąć drugoplanowych bohaterów znanych już od początku wyprawy. Cieszyło mnie ogromnie, że autor nie zapomniał o Rhysie, Towaal czy poznanej w "Nieustannej ucieczce" łowczyni, Corinie, co jakiś czas wtrącając kilka słów o ich przeszłości, dzięki czemu przestali jawić się jako ogromne znaki zapytania.
Podsumowując, "Wrogie terytorium" A. C. Cobblea jest książką zdecydowanie wartą polecenia, co mogę uczynić z ręką na sercu (i wcale nie mówię tego, bo objęłam tytuł patronatem medialnym :)). Historia zachwyca, czaruje i okrutnie wciąga, sprawiając, że rzeczywistość przecieka między palcami. Podczas lektury nie ma czasu na nudę, a przeżywane przygody umiejętnie rozwijają wyobraźnię. Doskonale wykreowani bohaterowie, magiczny, wielobarwny świat czy niebanalna fabuła bogata w zwroty akcji sprawiają, że "Wrogie terytorium" jawi się jako idealne dla osób dopiero rozpoczynających przygodę z fantastyką.