- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.ną Radocynę aż pod czechosłowacką granicę. Po godzinie wieś wstała z martwych. W oknach domów paliły się światła: złoty, miękki blask. Z otwartych wrót obór ciągnął zapach siana i zwierząt. Brzęczały wiadra przy studni, nawoływały się ludzkie głosy, szczekały psy, ktoś mnie minął i poczułem jego ciepło. Chociaż była noc, widziałem drewno ścian wytrawione pogodą, sztachety płotów i wydawało mi się nawet, że widzę biel mleka przelewanego po wieczornym udoju, widziałem, jak spływa miękką strugą z naczynia do naczynia. Nawet jeśli czegoś nie mogłem dostrzec, to i tak wiedziałem, że tam jest, że tkwi w ciemnościach, takie samo od wieków, powtarzane z ojca na syna, każdy gest, rzecz, dobre i złe, na swoim miejscu. Tamtej księżycowej październikowej nocy szedłem w górę doliny, w stronę karpackiego wododziału, i wieś żyła wokół swoim starym, niezmiennym życiem, a ja byłem jak duch. Nikt mnie nie dostrzegał, chociaż stawałem tu i tam, i może tylko psy mnie wyczuwały, szarpiąc swoje łańcuchy ze zdwojoną siłą. Często nocą przechodziłem wskroś pegeeru. Nigdy jednak nie miałem wizji ani nie czułem potrzeby, by coś sobie wyobrażać. Wszystko wydawało się wówczas oczywiste. Kolektywne pożarło indywidualne. Pożarło i teraz postękując, leżało w mroku i trawiło. Pożarło cerkwie, domy, zostawiło trochę kamieni. Te wielkie stodoły i stajnie, które mijałem w ciemnościach, zrobiono ze świątyń i chat. Tam gdzie wyładowaliśmy kontuary i półki, leżały już belki, które Dżery kupił od upadłego kołchozu parę lat wcześniej. Na niektórych wycięte były daty, trójramienne krzyże i symbole solarne. No i teraz leżały w stuletniej chałupie ocalone przed historią, najpierw przed nadejściem komunizmu, potem przed nadejściem kapitalizmu. W każdym razie nie miałem wizji minionego, gdy nocą przechodziłem przez kołchoz. Wszystko było wyraźne jak teraźniejszość. Przyszli na nagą ziemię, na niczyje i wybudowali swoje, które zaraz potem okazało się niczyje jeszcze bardziej. W osiemdziesiątym trzecim, w osiemdziesiątym czwartym byli dla mnie egzotycznym plemieniem, nowym, znanym jedynie z opowieści ludem. Godzinami siedziałem pod sklepem i popijałem piwo Marcowe z browaru w Grybowie. Patrzyłem na nich i słuchałem. Krzątali się pomiędzy stajniami, owczarniami, piętrowym magazynem z czerwonej cegły w śląskim guście, kuźnią, domami i sklepem niczym po wielkim obejściu rodzinnego domu. Naprawdę tak to wyglądało. Faceci w drelichach przysiadali na ławce, popijali marcowe i rozmawiali o maszynach, o hektarach do skoszenia, o zdarzeniach z przeszłości, w których wszyscy mieli wspólny udział i które ich łączyły niemal tak, jak łączy pokrewieństwo. Po prostu byli nową rodziną. Plemieniem na kolektywistycznej wyspie. Byli wcieleniem komunizmu, ba, byli samym komunizmem. Zebrani w jednym miejscu o jednym czasie zostali wyznaczeni do eksperymentu. Którejś zimowej nocy szedłem wśród ciemnych stajni i stodół. Był mróz, wiał wiatr ze wschodu. Na pochyłym placu przy drodze stały cztery traktory. Ich silniki pracowały na wolnych obrotach. Pyr-pyr, pyr-pyr, Miały zbyt słabe akumulatory, by rano zapalić na tym mrozie, więc po prostu w ogóle ich nie gasili. Minąłem magazyn z czerwonej cegły, wielką stodołę złożoną ze starych chat, zacząłem wspinać się na przełęcz i już wiedziałem, że ten eksperyment jest większy niż całe to gadanie o równości, sprawiedliwym podziale dóbr, o tym, że każdemu według potrzeb, że odebrać bogatym i dać biednym, i żeby grabić zagrabione. Tu chodziło o coś więcej, ponieważ chodziło o kompletne unieważnienie materii, o jej przezwyciężenie - żeby już nigdy nie odzyskała znaczenia i żeby raz na zawsze mieć z nią spokój. Dlatego ta próba była większa niż historia i bardzo bliska geologii. W dwa tysiące szóstym pierwszy raz pojechałem do Rosji, ponieważ chciałem zobaczyć kraj, w którego cieniu upłynęły mi dzieciństwo i młodość. Chciałem również zobaczyć duchową ojczyznę mojego pegeeru. Wysiadłem na lotnisku w Irkucku po trzynastu godzinach podróży. Lot z Moskwy miał trwać pięć godzin, ale z niewiadomych powodów zamiast w Irkucku wylądowaliśmy o poranku w Bracku i kazali nam wychodzić. Szary deszcz padał na szary beton. Podjechał lotniskowy autobus: oszklona kabina z siedzeniami na podwoziu ziła. W oddali stał ciemnozielony las. Cement, stara blacha i wojskowa zieleń mokrych drzew w świetle świtu. Od pierwszych chwil tam, w Bracku, poczułem, że dostałem to, czego oczekiwałem, choć nie podejrzewałem nawet, że to istnieje. Pas startowy lśnił jak martwa ryba. Potem, gdy wyszedłem przed szklany budynek terminalu, zobaczyłem, że nic wokół nie ma. Znaczy się była jakaś szeroka szosa, jakieś budynki, plac z zaparkowanymi autami, ale niezbyt t
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura faktu i reportaż |
Wydawnictwo: | Czarne |
Rok publikacji: | 2014 |
Liczba stron: | 304 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.