- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.her, Stan Oliver Halifax energicznym krokiem maszerował wzdłuż betonowych płotków, za którymi wylegiwały się aligatory. Nieruchome, jakby skamieniałe w upale, bardziej przypominały martwe kłody drzew niż żywe stworzenia. Ich gruba łuskowata skóra przywodziła na myśl spękaną korę zbutwiałych pni, pokrytych delikatnym zielonkawym nalotem wilgotnych glonów i porostów. Stan Oliver Halifax nie lubił swoich aligatorów. Z wczesnego dzieciństwa wyniósł wstręt do wszystkich gadów. Już sam widok nagiej i gładkiej skóry węża czy chropawej skóry krokodyla napełniał go obrzydzeniem. Martwy i nieruchomy wzrok gadów, tak bardzo odmienny od spojrzenia stworzeń ciepłokrwistych, przyprawiał go o przykry dreszcz. Ale nikomu, kto by go obserwował, gdy codziennie przechadza się między basenami krokodylej farmy, nawet przez myśl by nie przeszło, ile wysiłku kosztuje go ten gospodarski obchód i jak mu trudno za każdym razem przezwyciężać obrzydzenie ogarniające go nieodmiennie, ilekroć zbliżał się do betonowych niecek wypełnionych aligatorami. Dwóch pracowników, ubranych mimo upału w długie gumowce, uzbrojonych w stalowe widły, brodziło w jednym z basenów. Pokonując wstręt i irracjonalne uczucie strachu (betonowa balustrada całkowicie zabezpieczała przed zębami gadów, a poza tym najedzone aligatory nigdy nie atakowały ludzi), podszedł bliżej i zapytał: - Stało się coś? Zauważyli go dopiero teraz. Starszy wyprostował się i leciutko skłonił głowę gestem wyrażającym szacunek. Młodszy, zajęty odpychaniem widłami aligatora, którego długi, najeżony setkami zębów pysk znalazł się zbyt blisko jego zanurzonych po kostki w mulistej wodzie nóg, nie odwrócił nawet głowy. - Tak, proszę pana - powiedział starszy - dwie sztuki padły w nocy. Musimy usunąć ścierwo. - Dlaczego padły? - Nie wiadomo, proszę pana. Wieczorem były jeszcze okay. Żarły tak jak wszystkie. - Zawiadomcie doktora - Już zawiadomiłem, proszę pana. Będzie za godzinę. Zobaczy, co się stało. Ale na mój gust to nie krokodyla zaraza. Nie wzdęło ich, proszę - W każdym razie zachowajcie maksymalną ostrożność. Nie wolno zawlec zarazy do innych basenów. Po wyjściu z tego musicie odkazić gumowce. - Wiem o tym, proszę pana. Już przygotowałem chloraminę... - wskazał widłami na ustawioną tuż przy balustradzie blaszaną wanienkę, pełną jakiejś bezbarwnej cieczy. Stan Oliver Halifax wiedział, że natychmiast po opuszczeniu basenu obaj pracownicy powinni wejść do tej wanienki i postać w niej przez chwilę, by ich gumowce zanurzyły się całkowicie w bakteriobójczym roztworze. Był prawie pewny, że zrobiliby to także bez jego przypomnienia, ale wolał nie ryzykować. Dwa lata temu krokodyla febra spustoszyła farmę i naraziła go na poważne straty. Wyzdychały wtedy prawie wszystkie młode sztuki i za ich niewielkie skórki zapłacono grosze. Od tej pory Stan Oliver Halifax uczulił się na zagadnienia higieny. Kiedy odchodził od basenu, poczuł, że nieznośny ucisk w skroniach, odczuwany już od rana, zwiększa się i powolutku, ale nieuchronnie zbliża się do granicy, poza którą zaczyna się ból. Po zlanym potem grzbiecie przeleciał mu chłodny dreszcz. Bał się tego bólu, bał się jego przenikliwych igieł, od których ukłuć nie było ucieczki. Jeszcze bardziej lękał się tych godzin, które następowały potem, gdy ból ustawał, a on zapadał w odrętwiały, pełen koszmarów półsen. W tym stanie rzeczywistość zlewała się ze zwidzeniami i widywał rzeczy, których nigdy nie chciałby oglądać, i słyszał głosy, o których na zawsze pragnąłby zapomnieć. Przed kilku laty, nie mogąc dłużej znieść coraz częściej powtarzających się ataków, poddał się w klinice w Miami długotrwałym badaniom neurologicznym. Zapis encefalograficzny wykazał jakieś drobne odchylenia od normy. Lekarze długo nie potrafili uzgodnić diagnozy. W końcu zaproponowali, by Stan Oliver Halifax poddał się operacji, która - być może - przyniesie poprawę. Nie poddał się operacji. Myśl, że jacyś faceci dłubać mu będą lancetami w odsłoniętym mózgu, napełniała go przeraż Wkrótce potem usłyszał o doktor Fletcher i został jej pacjentem. Po trwających kilka miesięcy seansach psychoanalitycznych doktor orzekła, że cierpienia Stana Olivera Halifaxa mają podłoże wyłącznie psychiczne. Ustaliła ich praźródła ukryte w okresie wczesnego dzieciństwa pacjenta i zaproponowała poddanie się swoistej psychoterapii. Seanse psychoterapeutyczne rzeczywiście przynosiły ulgę. Ataki zdarzały się teraz o wiele rzadziej. A i te, które się przytrafiały, łatwo było przerwać. Wystarczało po prostu pojechać do pani doktor i poddać się terapii. Tylko że Stan Oliver Halifax nie cierpiał tych seansów i za każdym razem, gdy opuszczał gabinet pani doktor, przyrzekał sobie solennie, że to
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | sensacja i literatura grozy, kryminał, inne |
Wydawnictwo: | SAGA Egmont |
Rok publikacji: | 2021 |
Liczba stron: | 190 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.