- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023., jak tylko zatruwaniem naszych zbiorów arszenikiem i cyjankiem potasu oraz układaniem ich do zimnych blaszanek; zbyt często patrzyliśmy na zwierzynę poprzez muszkę śmiercionośnej strzelby. Wtedy -- było to w Candido de Abreu, wysuniętej wśród lasów polskiej kolonii nad rzeką Ivai -- zjawił się u nas pewien brazylijski kaboklo znad Rio Branco, wyglądający jak włoski zbój z romansu. Przyniósł nam na sprzedaż żywe zwierzątko. Puszyste czupiradło: z przodu wścibski, wydłużony nos, z tyłu dumne, włochate ogonisko. Bardzo młody ostronosek, dziwaczny stwór wielkości królika. Jak kto woli go nazwać: Nasua socialis czy śmieszny kopciuszek. Wydrwiłem kabokla, że chciał nam sprzedać żywego zwierzaka, i oświadczyłem, że mamy coś ważniejszego do roboty niż zwalać sobie na kark niepotrzebne kłopoty w czasie naszych stałych wędrówek. -- I powiedz, compadre, co mielibyśmy robić z takim zwierzakiem? -- zapytałem go. Kaboklo zwiesił swą ,,zbójecką" gębę. Był zmieszany. Czuł się jak gdyby złapany na gorącym uczynku. Dopiero po chwili odrzekł nieśmiało, wyraźnie zawstydzony: -- Oswoić Patrzeć na No, cieszyć się, jak żre z rę -- Ależ nie mamy na takie głupstwa czasu! Zbieramy preparaty dla A z takim żywym pędrakiem co byśmy robili? -- Polubili go! -- zawołał kaboklo przyparty do muru. -- Cha, cha! Banialuki pleciesz, compadre, banialuki! -- szydził z niego najmłodszy mój pomocnik. Biedny kaboklo. Wśród nas, ogromnie pewnych siebie, zarozumiałych i przejętych swą misją naukową, czuł się równie mały i mizerny jak owo czupiradełko, które nam przyniósł. Potem jednak kupiłem małe zwierzątko, gdyż kaboklo bardzo o to prosił. Umyślnie, by je sprzedać, przybył z daleka. Ostronosek okazał się rozczulająco śmiesznym stworzonkiem. Zaraz pierwszego dnia zaczął nas traktować jak starych przyjaciół, którym należy pokazać, co to jest pogoda życia. Wobec zabawnych popisów rozkosznego komika zapomnieliśmy o poprzednich wątpliwościach. Lody zostały przełamane. Po trzech dniach nie było wśród nas nikogo, kto by nie poszedł za nim w ogień. Czwartego dnia ostronos nie dożył. Zdechł w nocy, prawdopodobnie po nieopatrznym spożyciu mięsa ptasiego z arszenikiem. Ostronos zrobił swoje. Odtąd zaczęliśmy zbierać również i żywe zwierzęta i zrobiła się z tego dość przyzwoita, hałaśliwa gromada. Nie odrywało nas to od zwykłej pracy, przeciwnie, wprowadziło miłe urozmaicenie. A najważniejsze, że mogliśmy teraz kogoś kochać i rzeczywiście kochaliśmy niewinne, poczciwe stworzenia jak dzieci. Była to miłość niesamowita -- wyrządzała bowiem straszną krzywdę, pozbawiała wolności, zadawała często śmierć. Za krzywdę dobre zwierzęta nigdy się nie mściły; po kilku dniach niewoli nabierały zaufania, później obdarzały nas szczerą, dziecięcą przyjaźnią. Niosły nastroje jasne, radosne, ciepłe. Wtedy to nastąpiła owa chwila, którą nazwać by można chwilą przełomową w tej wyprawie. Zawsze, od najwcześniejszych lat, nosiłem w swej duszy nieugaszone pragnienie rzeczywistej, bezwzględnej przyjaźni i wizję nieograniczonej lojalności. Wśród ludzi dziwnie trudno było ziścić to pragnienie, które w końcu stało się tak silne i uporczywe, że było aż prawie kompleksem. A oto tu, wśród leśnych zwierząt brazylijskich, odkryłem, że każdy z tych stworów, skoro raz tylko wyzbył się swej wrodzonej bojaźni i dzikości, przeobrażał się w wymarzonego przyjaciela o niewzruszonej wierności. I gdy raz jego serce zostało zdobyte, wierność jego nie miała równej sobie w ludzkim świecie. Była bez zastrzeżeń, niemal absolutna. Można było jej zawierzyć z zamkniętymi oczyma. Prawda ta, odkryta nad zielonymi brzegami Ivai, wzbogaciła rzetelnie moje życie. Poczułem się mocniejszy, lepszy, szczęśliwszy. Śmierć, niestety, zaglądała do nas często. Była nieodstępną towarzyszką naszego zwierzyńca. Przychodziła pod różnymi postaciami i zabierała co lepszych wychowanków. Przypominam sobie piękną sowę, schwytaną w pasie nadmorskim Parany. Nabytek z czasów, gdy polowaliśmy pod Morretes jako goście niezmiernie miłego rodaka, Józefa Grundkiewicza, jednego z najstarszych emigrantów polskich. Sowa była jego podarkiem. Miała ogromne, cudne oczy, którymi patrzyła na nas z bezgranicznym zdziwieniem i niewysłowioną godnością. Przy tym bestia pożerała co dzień brazylijskiego wróbla, a czasem, gdy los sprzyjał, dawaliśmy jej większego ptaka, zwanego bemtewi. Odnosiła się do nas z wyraźną życzliwością i ludzką rękę pieściła wielkim, poważnym dziobem. Lubiliśmy ją więcej niż inne zwierzęta. Biedaczka nie zniosła podróży morskiej i zdechła pod równikiem w drodze do Europy. ,,Oczy czarne i czarowne", jak brzmiała sentymentalna piosenka, którą usłyszeliśmy po przyjeździe do Polski, stawały mi
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść podróżnicza |
Wydawnictwo: | Bernardinum |
Rok publikacji: | 2014 |
Liczba stron: | 120 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.