- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.k reakcji organizmu najpierw go zdziwił, potem wprawił w dumę, ale w końcu -- kiedy po czasie wracał do tego myślą -- zaczął niepokoić. Czytał kiedyś albo słyszał, że dziennikarz nieuchronnie staje się cynikiem, drwiącym sobie w gronie kolegów ze wszystkich i wszystkiego, wszystkie deklarowane wartości i porywy redukującym do najprostszego: kto tu kogo dyma. Po prostu musi w sobie wyrobić cynizm i nieczułość z tej samej przyczyny, dla której lekarz musi się nauczyć nie dostrzegać w pacjentach ludzkiego nieszczęścia, a tylko medyczne przypadki: bo bez tego by się nie dało pracować. Może w bykowskiej prokuraturze miał właśnie okazję zauważyć u siebie początki tego procesu, myślał, i zaniepokoiło go to nie tyle samo w sobie, co jako oznaka, no, jeszcze przecież na pewno nie starzenia się, to nie, ale jakiegoś przesilania się młodości, jakiejś zapowiedzi tego, o czym oczywiście wiedział, że kiedyś się zacznie, ale absolutnie jeszcze nie teraz i jeszcze długo nie teraz? Może więc właśnie to grzebanie w zdjęciach z wypadku, w aktach zamkniętego i, jak zgodnie mówili i policjanci, i prokurator, banalnego postępowania -- w końcu, cóż bardziej oczywistego niż taki finał pijackiej brawury, jeden i cztery promila, ponad stówa na liczniku, nad czym się tutaj w ogóle zastanawiać -- może właśnie to przypatrywanie się doskonale kontrastowym, profesjonalnym zdjęciom zmasakrowanego trupa, w rosnącym zdumieniu, że ani to nie przeraża, ani chce się rzygać, że w ogóle nie porusza w żaden sposób, może już w tym właśnie momencie zaczęło się w Radku dziać to, co ostatecznie sprawiło, że piszę o nim dziś jak o kimś zupełnie innym, obcym? Bo -- muszę to wyjaśnić od razu na początku tej opowieści -- formalnie rzecz biorąc, ów Radek, który przyjechał z policjantem obejrzeć miejsce śmiertelnego wypadku posła Stanisława Żywiny, to byłem ja. Noszę to samo imię i nazwisko, mam te same wspomnienia i nawet nie jestem teraz, spisując tę historię, zbyt wiele od niego starszy. Ale z pewnych powodów nie potrafię napisać, że to ja podszedłem poprzez zarośnięte pobocze do poranionej wierzby, niepewnie oparłem o nią przedramię i przyglądałem się poznaczonym odpryskami lakieru szramom na pniu, rozrzuconym wokół po ciemnej, oleistej plamie drzazgom, okruchom samochodowego szkła i kawałkom gumy, bo wszelkie inne ślady wypadku zostały już sprzątnięte. Muszę napisać: Radek podszedł, Radek się przyglądał i tak dalej. Stał tak dłuższą chwilę, udając, że czegoś szuka, że do czegoś mu ta eskapada była potrzebna. Nie była; i tak wiedział już z grubsza, co napisze. Potem oderwał się od drzewa i ze skupioną miną podążył za głęboką bruzdą, wyrytą przez wrak samochodu, który nie zdołał wytracić całej szybkości na starej wierzbie, okręcił się wokół niej i pozostawiając na pniu trupa kierowcy, pokoziołkował dalej w pole. Doszedł do miejsca, gdzie wrak zatrzymał się i skąd ściągnęły go policyjne wozy techniczne, pozostawiając w zmarzniętej ziemi głębokie odciski podwójnych kół. Kontemplował wydeptaną oziminę, podnoszącą się już i zarastającą ślady. Potem wrócił do drzewa i znowu zaczął przyglądać się jego ranom. Robił to wyłącznie ze względu na policjanta, który, gdyby nie kazano mu zawieźć w to miejsce dziennikarza, siedziałby już w domu przed telewizorem i popijał piwko. Nie chciał, by ten policjant zauważył, że fatygowano go zupełnie niepotrzebnie, że dziennikarz z Warszawy, który kazał się tu wieźć, zastanawia się tylko nad jednym: po jasną właściwie cholerę chciał tutaj przyjechać? Przypomniał sobie wreszcie -- chciał to wszystko zobaczyć, bo jeszcze w Warszawie wymyślił sobie taki początek do swojego reportażu: opis tego zakrętu i samego wypadku. Dość banalny koncept, jak to zwykle pierwsze przymiarki. Potem, gdy w Rękowinach opowiedzieli mu historię o wariatach zza płota, zakochał się w niej i od razu zdecydował, że tekst nie może mieć innego początku. Ale jazda na dwunasty kilometr była już wtedy umówiona, na dodatek przekładana, i zwyczajnie głupio mu było ją odwoływać. Dwunasty kilometr za Bykowem, miejsce oznaczone przez policję czarnym punktem: dwa zakręty drogi budowanej w czasach, gdy prędkość sześćdziesięciu kilometrów na godzinę uchodziła za zawrotną, i przez to wyprofilowane tak, że po każdym byle deszczyku paru przejezdnych, którzy nie znając tego miejsca, zlekceważyli znak ograniczenia prędkości, wylatywało jak z katapulty w pobliskie pole. Inna sprawa, że kto jak kto, ale Żywina te zakręty znał, tak jak całą najbliższą okolicę, na pamięć, przejeżdżał nimi setki razy w tę i we w tę, jeśli nie wcześniej, to przez tych kilka ostatnich lat wypełnionych nieustannymi spotkaniami, wyjazdami na strajki i wiece, organizowaniem blokad
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, inne |
Wydawnictwo: | Zysk I S-Ka |
Wydawnictwo - adres: | biuro@zysk.com.pl , http://www.zysk.com.pl , PL |
Rok publikacji: | 2013 |
Liczba stron: | 320 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.