Wcale nie tak dawno temu, bo w 1927 r. gdy w USA powstała Akademia Filmowa, Wielką Brytanię nękała epidemia grypy, a w Polsce zainaugurowano 1. sezon najwyższej ligi piłkarskiej, pewien mag wydostał się na wolność i postanowił, że to czarodzieje powinni zapanować nad światem, a nie osoby niemagiczne. Tym kimś był Gellert Grindelwald, bohater najnowszej części "Fantastycznych zwierząt".
Fabuła filmu rozpoczyna się w momencie, gdy Newt Skamander powraca do Londynu ze swojej podróży. Spotykamy go w Ministerstwie Magii, gdzie poznajemy jego brata Tezeusza oraz zostajemy zaskoczeni informacją (podobnie zresztą jak nasz bohater), że Credence przeżył, jest niebezpieczny i krótko mówiąc, trzeba się go pozbyć.
Jak możecie się łatwo domyślić, Newt odmawia, ale w wyniku splotu pewnych wydarzeń, rusza w ślad za Credencem, choć nie po to by go zabić, lecz by mu pomóc i uchronić go przed zgubnym wpływem siejącego spustoszenie Grindelwalda. A w całej historii macza palce niejaki Albus Dumbledore.
Zdradzę wam od razu, że druga część serii przygód Newta Skamandera, to film o wiele mroczniejszy i poważniejszy od części pierwszej. Magiczne zwierzęta nie stanowią już tutaj centralnego punktu, liczą się bowiem ludzie, a konkretnie czarodzieje i to co myślą oraz czują. Przeskok w tonie między produkcjami jest naprawdę duży. O ile dwa lata temu przyszło nam obejrzeć komediowo-przygodową historię z mniejszym wątkiem dramatycznym, o tyle w przypadku sequela te proporcje zostały wywrócone do góry nogami, co nie wszystkim musi przypaść do gustu.
Powracają znani nam bohaterowie, czyli Newt, Tina, Queenie oraz Jacob. W charakterystyczny dla siebie sposób oczarowują nas na ekranie, choć mam tu jeden mały problem. Nasz rodak Kowalski odzyskał pamięć! Kwestia ta nie zostaje szczegółowo wyjaśniona (choć mam wrażenie, że ma w sobie więcej magii niż mu się wydaje i jeszcze o tym usłyszymy), a przecież jedną z ważniejszych i wzruszających scen z poprzedniego filmu, była jego utrata pamięci. Wygląda na to, że twórcy poszli na łatwiznę, bo fani pokochali piekarza z polskimi korzeniami.
Pojawiają się też nowi bohaterowie, a warto tu wspomnieć o dwóch. W rolę podłego, żądnego zemsty Grindelwalda wcielił się Johnny Depp. Zagrał w sposób spokojny i stonowany. Jednocześnie ziało od niego złem, a co najbardziej przerażające, w jego słowach było sporo sensu. Szczególnie gdy przemawiał do całej rzeszy czarodziejów, przekonując ich o tym, że to ludzie - mugole - sprowadzą na świat katastrofę. Jak dla mnie świetna rola, tym bardziej, że rzadko widujemy Deppa jako czarny charakter.
Z Grindelwaldem związana jest druga postać, czyli Dumbledore. Jego odmłodzoną wersję zagrał Jude Law. Wniósł on do tej roli mnóstwo ciepła i optymizmu, stanowiąc świetny kontrast dla tytułowego złoczyńcy. Nie brakowało mu oczywiście powagi, której wymaga cała sytuacja, ale najważniejszy dla każdego widza, a już pewnością dla każdego potteromaniaka powinien być fakt, że dobrze oddał naturę i dobroć późniejszego dyrektora Hogwartu.
Efekty specjalne, których jest tu mnóstwo, robią ogromne wrażenie. Naprawdę dziwię się, że zabrakło oscarowej nominacji dla filmu w tej właśnie kategorii, bo oglądając jeszcze bardziej poczułem się częścią tego magicznego świata. Zarówno wszystkie fantastyczne zwierzęta jak i magiczne popisy bohaterów zmuszą każdego by uwierzył w magię. W tym przypadku show skradła jedna z ostatnich scen, w których swoją siłę prezentuje Grindelwald, ale nie będę tu zdradzał szczegółów. Sprawdźcie sami.
Są momenty w których film jest zwyczajnie przewidywalny, ale autorka scenariusza - J. K. Rowling - postarała się by odpowiednio zbalansować to kilkoma zaskakującymi scenami. Od samego początku towarzyszą nam pewne tajemnice takie jak prawdziwe pochodzenie Credenca, czy relacja między Grindelwaldem, a Dumbledorem, a film odpowiadając na trapiące nas pytania wbija w fotel. Myślę, że mało kto był w stanie przewidzieć zakończenie i decyzje niektórych bohaterów, które budują wielkie oczekiwanie na kolejną część serii.
Naprawdę świetnie bawiłem się na "Zbrodniach Grindelwalda". Na pewno dla wielu osób zaskoczeniem będzie kierunek i poważna atmosfera filmu, ale dzięki temu możemy zobaczyć bohaterów z innej choć równie magicznej strony. Fani znajdą tu mnóstwo smaczków i szczegółów nawiązujących do świata Harryego Pottera, którymi reszta widzów nie będzie czuć się przytłoczona. Najlepiej jednak nie zabierać się za ten tytuł, jeśli wcześniej nie obejrzeliście poprzedniej części "Fantastycznych Zwierząt"
Opinia bierze udział w konkursie