Większość nałogowych widzów filmów i seriali zdaje sobie sprawę, że żyjemy w czasach prequeli, sequeli, rebootów, itp. Wieść o kontynuacji czy nowej wersji hitu sprzed kilkunastu albo nawet kilkudziesięciu lat zawsze pobudza naszą wyobraźnię. Wiąże się to jednak często z dużą dawką sceptycyzmu wobec nowych produkcji. Jaki mają sens? Czy zdołają chociażby dorównać oryginałowi? Czy sprawdzą się jako film lub serial w ogóle? Między innymi takie pytania zadałem sobie przystępując do seansu długo wyczekiwanego tytułu studia Warner Bros., pt. Wszyscy Święci New Jersey.
Dlaczego był to długo wyczekiwany film? Dlatego, że stanowi on prequel do kultowego serialu, jednego z moich ulubionych, Rodziny Soprano. Produkcja Davida Chase?a przez 6. sezonów zdobyła prawdopodobnie wszystkie najważniejsze nagrody w branży telewizyjnej, wnosząc powiew świeżości do ówczesnej telewizji, a przede wszystkim pokazując, że widzowie mogą być bardziej zainteresowani historią o swego rodzaju czarnym charakterze, aniżeli rycerzu w lśniącej zbroi.
Wszyscy Święci New Jersey zabierają nas do lat 60. i 70. ubiegłego wieku, przedstawiając historię jednego z żołnierzy ekipy Soprano Richarda ?Dickiego? Moltisantiego oraz jego relację z dorastającym Anthonym Soprano. Film rozwija pewne wątki, o których opowiadał serial oraz pokazuje nam w nieco innym świetle postaci znane widzom z serialu. Jednakże, jako samodzielna produkcja nie wnosi nic nadzwyczajnego, ani oryginalnego. Jego główną siłą są bowiem te wszystkie odniesienia do oryginału, które zauważą i docenią najbardziej zapaleni miłośnicy Rodziny Soprano.
Z jednej strony film od początku zdaje się podkreślać, że jego głównym bohaterem jest wspomniany Dickie, ale z drugiej strony jego historia nigdzie widza nie prowadzi. Otrzymujemy tego legendarnego wedle serialowych opowieści gangstera, który jak dla mnie nie wyróżnia się na tle największych gangsterskich twardzieli. Jest odważny, bywa brutalny, jest autorytetem dla reszty załogi, ale ten obraz ma sens jedynie gdy przyrównamy go do dorosłego Tony?ego Soprano, w którym odnajdziemy wiele podobieństw do Moltisantiego. Pod tym względem scenarzyści oraz odtwórca głównej roli Alessandro Nivola spisują się znakomicie.
Wszyscy Święci New Jersey fantastycznie odwzorowują lata świetności mafii z New Jersey. Scenografia, kostiumy i muzyka z łatwością pozwalają nam poczuć się częścią Stanów Zjednoczonych w latach 60. i 70. Na szczególne pochwały zasługuje ścieżka dźwiękowa. Według mnie została ona genialnie dobrana, a znaleźli się na niej tacy artyści jak Frank Sinatra, Rolling Stones, Neil Diamond czy nawet Jackson 5. Obraz i dźwięk współgrają tutaj idealnie.
Największą przyjemność sprawiło mi odkrywanie na nowo bohaterów znanych z serialu. Silvio i jego problemy z włosami, Paulie jak zawsze do bólu pedantyczny, Junior Soprano który znów ląduje na dole łańcucha. To samo dotyczy historii, o których co nieco słyszeliśmy już w Rodzinie Soprano, a tutaj zostały one rozwinięte. Dowiadujemy się czy Dickie Moltisanti rzeczywiście zginął tak jak o tym później opowiadano, oglądamy z bliska zamieszki w Nowym Jorku, a pewien fragment filmu został ?żywcem? przeniesiony z serialu.
Te wszystkie pozytywne aspekty filmu bledną jednak jeśli nie znamy serialu. Gdybym nigdy nie obejrzał Rodziny Soprano, Wszyscy Święci New Jersey byliby dla mnie zapewne tytułem po prostu nieciekawym. Nie jest to bowiem powrót do złotych czasów kina gangsterskiego, a raczej coś w rodzaju specjalnego odcinka wyżej wspomnianego serialu. Nie jest to pozycja, na którą polecałbym wybrać się do kina bez podstawowej wiedzy na temat mafijnego świata przedstawionego w produkcji HBO.
Opinia bierze udział w konkursie