"Eurobiznes" to gra wzorowana na słynnym "Monopoly", z tą różnicą, że zamiast po amerykańskich stanach, krążyć będziemy po Europie, gdzie udając nieposkromionych rekinów biznesu skupować będziemy tereny pod budowę domków i hoteli.
Słówko o zasadach: ustalamy kolejność graczy, ustawiamy pionki na starcie, rzucamy kostką i przesuwamy pionek o wyrzuconą ilość pól. Jeżeli staniemy na polu terenu (na jednym z europejskich miast), możemy ten teren kupić lub pozwolić współgraczom na jego przejęcie w drodze licytacji. Wykupienie wszystkich terenów w jednym państwie umożliwia postawienie na nich domków i/lub hoteli i czerpanie stałych zysków w przypadku, gdy któryś z graczy znajdzie się na naszym polu. W międzyczasie można też zainwestować w rynek kolejowy lub w wodociągi, albo trafić do więzienia czy też skorzystać/stracić na bonusach kryjących się pod kartami tak zwanych "szans". Grę wygrywa gracz, który po ustalonym czasie gry zdobędzie największy majątek lub doprowadzi przeciwników do bankructwa.
Wrażenia? Uff...! Kiedyś była to jedna z moich ulubionych gier, ale teraz, mając spore rozeznanie na obecnym rynku gier planszowych, patrzę na "Eurobiznes" mocno przymykając oko. No bo, nie ukrywajmy, jest to gra, która swoją "głębią" ledwie przerasta "Chińczyka". Sam początek rozgrywki nie jest zły; trafiamy na nowe pola, decydujemy o zakupie, próbujemy coś kombinować. Ale dalej, gdy wszystko jest już wykupione? Rzut kością, pionek do przodu i albo uda się przejść planszę i przetrwać albo nie. O wszystkim decyduje kostka, ślepy, niezależny od nikogo los.
Jakościowo też nie ma szału: dolary (w Europie!) takie sobie, karty też, grafika prosta, minimalistyczna do bólu, no i cienka plansza, a na niej - o zgrozo! - supermocarstwo zwane kiedyś RFN-em! Rozumiem, że gra ma już ponad 30 lat i producent wciąż trzyma się tamtejszej mody i klimatu, ale lifting graficzny trzeba by tu wykonać musowo.
Nowoczesne planszówki przebijają tę grę pod każdym względem, ale szczerze się przyznam, że po latach chętnie zasiadłbym do stołu i postawił tu i ówdzie jakiś hotelik :) Bo jednak coś w tej grze jest, coś jak złota szprycha w zardzewiałym kole, które przez tę właśnie jedną szprychę nie daje się definitywnie zezłomować. No i sentyment do "Eurobiznesu" mam ogromny, ach, i te wspomnienia z młodości...
Starzy palnszówkowi wyjadacze mają z tej gry (i z graczy też) kupę śmiechu, a ja Wam powiem, że od czegoś trzeba zacząć, i że "Eurobiznes" jako wprowadzenie dzieciaków lub seniorów w gry planszowe nada się idealnie. Cena jest banalna, więc inwestycja będzie moim zdaniem dobrze trafiona i na pewno się zwróci. Emocji na dłuższą metę nie gwarantuję, ale do choć kilku partyjek gorąco namawiam.
Opinia bierze udział w konkursie