Był wczesny ranek, kiedy postanowiłam rozpocząć przygodę z produkcją Audioteki. Usiadłam w fotelu, zaopatrzona w moje ulubione słuchawki, i nacisnęłam play na wyświetlaczu smartfona. Chłonęłam. Zewsząd otaczały mnie przeróżne dźwięki. Przymknęłam oczy i w jednej chwili znalazłam się w zupełnie obcej sypialni. Obok mnie zaszeleściła pościel. Do moich uszu docierało każde wypowiadane przez Iran i Ricka słowo. Przez moment miałam wrażenie, że leżę z nimi w jednym w łóżku, przypatrując się z uwagą. Mój umysł rejestrował każdy, choćby najmniejszy ruch. Skrzypienie podłogi, odgłosy włączonego telewizora, wszystko to było bardzo rzeczywiste. Czułam atmosferę panującą w mieszkaniu i emocje towarzyszące bohaterom. Wyobraźnia działała pełną parą!
Pierwszy rozdział dostarczył mi wielu niesamowitych wrażeń. Wiedziałam już, że będę kontynuować tę przygodę. Prawdę mówiąc,ucieszyłam się, że to moje pierwsze spotkanie z tą formą artystyczną. Okazało się wyjątkowe,, a ja czułam ogromne zadowolenie i ekscytację. Po cichu zdradzę, że na samym początku miałam mętlik w głowie. Pojęcia takie jak "programator nastroju" czy "specjal" wprawiły mnie w niemałe zdumienie. Co to za świat? Czym są "andki", o których mówią bohaterowie? To był moment zwątpienia. Zastanawiałam się, czy mój umysł podoła tej tematyce. W końcu science-fiction to gatunek zupełnie mi obcy. Jednak każdy kolejny rozdział rozwiewał moje wątpliwości, a ponury postapokaliptyczny świat wciągał mnie coraz bardziej.
Audiobooka wysłuchałam w całości z ogromną przyjemnością! Fantastycznie dobrani aktorzy wzbogacili tę powieść emocjonalnie. Efekty dźwiękowe przeniosły mnie w tamten świat, tak różny od tego, który znam (ale może nie do końca inny?). Bardzo wciągnęła mnie historia Ricka, Iran, Johna Isidora. Jadąc tramwajem, czy idąc rano pustymi jeszcze ulicami, delektowałam się docierającymi do moich uszu dialogami i dźwiękami. Byłam, można powiedzieć, nausznym świadkiem wszystkich wydarzeń. Czułam to, co w danej chwili odczuwali bohaterowie. Nawet teraz, kiedy sobie przypominam różne sceny, emocje wciąż są żywe.
Śmieję się zachodząc w głowę, co też mogli o mnie myśleć przypadkowi przechodnie czy współpasażerowie. Wielokrotnie przyłapałam się na tym, że szczerzę się do samej siebie albo wydaję bezgłośny okrzyk zdumienia wydymając usta niczym żaba. Miałam wrażenie, że ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę. Chciałabym móc zobaczyć wyraz swojej twarzy podczas tej dźwiękowej przygody! Pewnego dnia starsza kobieta, siedząca na przeciwko mnie, uraczyła mnie pełnym dezaprobaty spojrzeniem. Ale to nie było ważne. Tak naprawdę nie było mnie w tym tramwaju. Stałam wtedy w kuchni Johna Isidora i przed oczami miałam pająka, żywe stworzenie, które za chwilę miało zostać pozbawione kolejnego odnóża.
"Blade runner" to trzymająca w napięciu opowieść o istocie człowieczeństwa i przewrotności ludzkiej natury. Gorąco polecam każdemu, niezależnie od tego, czy jest fanem science-fiction, czy też nie.
Opinia bierze udział w konkursie