- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.romantyczne! W ciągu ostatniego tygodnia, podczas samotnych ciemnych wieczorów zakrapianych czerwonym winem o cierpkim smaku, tysiące razy roztrząsała swoją decyzję rozwodu z mężem i kupna tego starego, nieco podniszczonego wiejskiego dworku. Jakby to była moja decyzja, zaśmiała się w duchu. Jakby to nie Mariusz postanowił wybrać pierwszą lepszą. Tylko nie mnie. Podpisali papiery rozwodowe, ot, czysta formalność, a były już wtedy mąż wpłacił jej na konto pokaźną sumę pieniędzy. Taki good-bye gift jako zadośćuczynienie, jak powiedział tym swoim irytująco pewnym siebie tonem człowieka z wyższych sfer. Nie należał do biednych i chyba się przyzwyczaił, że za pieniądze kupi wszystko. W tym wybaczenie byłej żony. Wydawał się zdziwiony, że nadal jest na niego zła. Z pieniędzmi na koncie Weronika mogła kupić mieszkanie w Warszawie i żyć jak dotąd. Codziennie rano otwierać gabinet i uśmiechać się do kolejnego pacjenta. Podtrzymywać wizerunek wesołej, pełnej energii pani psycholog. Gdzieś w środku czuła jednak krzyk, który stopniowo narastał - aż miała wrażenie, że dłużej nie wytrzyma. W końcu zdecydowała, że czas pójść za tym wewnętrznym głosem bez względu na konsekwencje. Paradoksalnie to były mąż pomógł jej ruszyć z miejsca. Okazało się, że ojciec Radka Juniora Kojarskiego, dobrego znajomego Mariusza, miał do sprzedania dworek wraz z trzema hektarami ziemi we wsi Lipowo. Mimo początkowej niechęci zadzwoniła pod naskrobany na skrawku papieru numer telefonu. Oferta była nadal aktualna. Podpis. Przelew na konto. I została dumną właścicielką starego wiejskiego dworku na Mazurach, mając za sąsiada Seniora Kojarskiego wraz z rodziną. Jego majątek szacowano podobno na miliardy złotych. Pieniądze, które zapłaciła mu za dom, stanowiły tylko kroplę w morzu jego codziennych inwestycji. Mariusz śmiał się początkowo z jej zamiarów, ale ona postanowiła nie zwracać na to uwagi. Jego śmiech nie dotyczył już przecież jej. Raczej Kamili, Anety czy Klaudii. Czy z kim tam teraz był. Dumnie odmówiła pomocy przy przeprowadzce. Da sobie radę sama, dziękuję bardzo. Tak, da sobie radę także z remontem. Tak, zdaje sobie sprawę, że to ciężka praca. Tak, da sobie radę ze wszystkim sama. Sama! Tylko dlaczego przez ostatnie wieczory nie mogła powstrzymać łez? Leżała na łóżku wtulona w puchatego Igora i czuła się najbardziej samotną istotą na świecie. - Igor! - krzyknęła, porzucając depresyjne wspominki. Golden retriever zerwał się z posłania, oczekując na swoje ulubione słowo. ,,Śniadanko" było hasłem, które mogło go wybudzić z najgłębszego snu. - Koniec z tym użalaniem się! Pani bierze się w garść. Musimy żyć na nowo. Sami. Damy radę! Wesołość w jej głosie brzmiała sztucznie, ale na razie to musi wystarczyć. Pies pognał po schodach do kuchni na parterze. Złoty ogon zniknął na dole. Cały dom nadal był pełen nierozpakowanych jeszcze pudeł z warszawskimi rzeczami. Stały niedbale wśród starych mebli, które kupiła wraz z dworkiem. Wszędzie unosił się lekki zapach kurzu i stęchlizny, typowy dla domów, gdzie długo nikt nie mieszkał. Schody skrzypiały pod jej stopami, kiedy schodziła ostrożnie na parter. Niektóre stopnie były nieco niepewne, ale nauczyła się już je omijać. Postanowienie na nowy rok - pomyślała, wsypując psu karmę do miski. - Właściwie to postanowienie na nowe życie: posprzątać! Wyjęła jogurt z lodówki i zjadła go w zamyśleniu. Dom wymagał gruntownych porządków, tak jak jej życie. Igor pochłonął swoją karmę i pobiegł do przedpokoju w poszukiwaniu smyczy. To był ich codzienny rytuał. Śniadanie, spacer. Nie mogła go zawieść. Nawet kiedy cały jej świat walił się przygniatany imionami kolejnych kochanek męża, spacer Igora był świętością. Wepchnęła bujne włosy pod czapkę i zapięła puchową kurtkę. Nie chciała ryzykować. Na wsi było znacznie zimniej niż w mieście. Tak jak się spodziewała, na dworze panował siarczysty mróz. Najlżejszy wiatr nie przebijał ściany zmarzniętego powietrza. Wszystko jakby zastygło w lodowym śnie. Śnieg błyszczał w zimowym słońcu, które było niemal tak ostre jak latem. Czuła się tak, jakby wkroczyła we wnętrze obrazu przedstawiającego skandynawskie pejzaże, a może nawet odległą Syberię. Wesołe szczekanie Igora obudziło ją z zamyślenia. Ruszyła dziarsko w stronę lasu. Teraz tylko ruch mógł uratować ją przed zimnem. Jej dom stał na wysokim wzniesieniu kawałek drogi za wsią, na skraju lasu należącego do Brodnickiego Parku Krajobrazowego. Za lasem, który w tym miejscu nie był zbyt szeroki, leżała posiadłość Seniora Kojarskiego i jego rodziny. Weronika lubiła chodzić leśną ścieżką w stronę jego olbrzymiego domostwa. Rezydencję Kojarskich można było równie dobrze nazwać pałacem. To określenie chyba nawet lepiej pasowało do jej strojnego charakteru i gigantycznych rozmiarów. Ścieżka, która prowadziła wśród brzozowego młodniaka do rezydencji, musiała przepięknie wyglądać wiosną i latem, kiedy drzewa tonęły w delikatnej zieleni. Mniej więcej w połowie drogi znajdowała się niewielka okrągła polana, którą Weronika nazywała w myślach Polaną Czarownic. Była bajkowo okrągła, zupełnie jakby została specjalnie wytyczona przez człowieka. Brakowało na niej tylko domku z piernika. Nagle Weronika zorientowała się, że nie jest sama. Beztroski nastrój ustąpił miejsca zaniepokojeniu. Pośrodku polany stał mężczyzna w grubej zielonej kurtce i futrzanej czapie. Jego twarz tonęła pod karykaturalnie dużą brązową brodą. Gdyby był nieco grubszy, a broda siwa, można by go wziąć za Świętego Mikołaja. Na jej widok podniósł rękę do czapki w uroczo staroświeckim geście powitania. - Dzień dobry. Edward Gostyński, leśniczy - przedstawił się. Z bliska wyglądał na młodszego, niż początkowo myślała. - Czy to pani pies? - Tak, to mój pies - przyznała się ostrożnie. Jego ton nie wróżył nic dobrego. - Jestem Weronika Nowakowska. Niedawno się tu wprowadziłam. Mieszkam w tym dworku obok lasu. - Wiem, kim pani jest - uciął. - Czy pani wie, że w lesie nie można spuszczać psa ze smyczy? - Naprawdę? - postanowiła udawać, że nie zdaje sobie sprawy z istnienia takiego przepisu, co było właściwie prawdą. - Dopiero przyjechałam w te strony i nie wiedział - Pies może płoszyć zwierzynę. To jest park krajobrazowy - stwierdził z urażoną godnością leśniczy. - Proszę wziąć psa na smycz. Tym razem nie będę wyciągał konsekwencji. Ale proszę się pilnować na przyszłość. Pani przyjechała z Warszawy, prawda? - Tak - przyznała Weronika. Wolała nie wnikać, skąd to wiedział. Powinna się przyzwyczaić, że tu wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Tak było w każdej małej społeczności. Podobno. - W stolicy może macie inne zasady, ale my tutaj przestrzegamy prawa. Czy ktoś jest miejscowy, czy przyjezdny, jak pani. Życzę udanego dnia - dodał leśniczy Gostyński, ale nie wyglądało na to, żeby był w swoich życzeniach zbyt szczery. Potulnie zapięła smycz Igora i ruszyła niespiesznie dalej. Pies wydawał się zawiedziony nagłą utratą wolności. - Nie martw się, piesku, za chwilę pobiegasz - zapewniła go Weronika szeptem. - Zostawimy tylko pana leśniczego daleko za sobą. Ciało zakonnicy leżało porzucone na poboczu szosy, jak popsuta lalka. Tylko kilkaset metrów i zakręt leśnej drogi dzieliły ją od wsi. Krew poplamiła świeży śnieg jaskrawą czerwienią. Kończyny i tułów były właściwie zmiażdżone, odsłaniając groteskowo poskręcane narządy wewnętrzne. Poły czarnego habitu otaczały umęczone ciało jak wielkie skrzydła. Tylko twarz pozostała nienaruszona. Malował się na niej wyraz zaskoczenia pomieszanego z bólem. Zdziwiony kruk przysiadł obok. Oglądał ciało zmarłej z zainteresowaniem. Rzadko widywał coś takiego w swoim lesie. Krew pachniała zachęcająco. Zakrakał gardłowo, nawołując swoją partnerkę. Wśród drzew rozległa się dźwięczna odpowiedź. Nagle na drodze pojawił się człowiek. Kruk odleciał zawiedziony. Weronika Nowakowska przeszła wąskim mostkiem przez wartki leśny strumień. Woda szumiała przyjemnie. Stanęła na chwilę, rozkoszując się sielską atmosferą poranka. Kawałek dalej las przerzedzał się i można było zobaczyć olbrzymią działkę, na której stało okazałe domostwo Kojarskich. Rezydencja otoczona była wspaniałym ogrodem, który latem podobno tonął w kwiatach. Weronice najbardziej podobał się wielki labirynt z równo przyciętego żywopłotu. W ciągu ostatniego tygodnia często stawała na skraju lasu, bojąc się naruszyć teren bogatego sąsiada, a zarazem pragnąc zagłębić się w ten niesamowity cud ogrodnictwa. Spuściła Igora ze smyczy. Uznała, że byli wystarczająco daleko od trzymającego się litery prawa leśniczego. - Dzień dobry! - słodki dziewczęcy głos dochodził od strony ogrodu. Weronika wzdrygnęła się, przestraszona nagle obecnością innego człowieka. Znowu. Poranna cisza wydawała się jej własnością. Na szczęście to nie leśniczy, zaśmiała się w duchu. Nie miała ochoty na dalsze dyskusje. - Och, jaki śliczny pieseczek!!! Kobieta ubrana była w obcisły różowy kombinezon narciarski dla ochrony przed mrozem. Igor łasił się do niej bezwstydnie. Zagłębiła w złotej sierści małe dłonie w różowych rękawiczkach. Pies był zachwycony tymi pieszczotami. - Jestem Blanka! - przedstawiła się kobieta, poprawiając tlenione włosy. - Przyszłam stamtąd. - Wskazała w kierunku okazałego budynku. Mimo mrozu nie miała na głowie czapki. Weronika podejrzewała, że to z obawy przed zepsuciem misternej fryzury. Końce jej uszu były czerwone z zimna, a szczęka jakby lekko drżała. - Jestem żoną Ryszarda Kojarskiego - wyjaśniła Blanka. - Ale wszyscy mówią na niego Senior. Żeby go odróżnić od Radka, jego syna. Jego nazywają Juniorem. No i wszystko jest zupełnie jasne, prawda? Poza tym Senior i Junior to takie arystokratyczne, prawda? Normalnie powinni mieć tak samo na imię, żeby mówić Junior i Senior, ale oni się tym nie przejmują. Blondynka przerwała swój wywód perlistym śmiechem. - Pamiętam panią. Dzień dobry. Przestraszyłam się, bo nie spodziewałam się nikogo tak wcześnie tu w lesie - wyjaśniła Weronika, żeby coś powiedzieć. Żona sąsiada nie przypadła jej za bardzo do gustu. Spotkały się już raz przy zakupie domu Weroniki. Kobieta wyglądała na jej rówieśniczkę. Właściciel majątku natomiast, Senior Kojarski, musiał mieć co najmniej sześćdziesiąt lat. Weronika pomyślała wówczas, że stereotyp bogacza z młodą atrakcyjną żoną znalazł właśnie swoją doskonałą ilustrację. Blanka Kojarska uśmiechnęła się przepraszająco. Jej oddech był szybki i niespokojny, jakby przejęła się całą sytuacją. - Jak miło, że się spotkałyśmy! Często tu pani spaceruje? Może pójdziemy kawałek razem? - Igor zdawał się zachwycony szczebiotem atrakcyjnej blondynki. Weronika przytaknęła tylko, bojąc się, że głos zdradzi jej niechęć do tego pomysłu. O samotnym spacerze w ciszy i kontemplacji zaśnieżonego lasu mogła zapomnieć. - Myślę, że możemy sobie mówić na ty! - wykrzyknęła Blanka, jakby uważała to za najlepszy w świecie pomysł. - Chyba jesteśmy w tym samym - Weronika Nowakowska. - Weronika uścisnęła wyciągniętą do niej drobną dłoń. - Blanka! A jak ty się nazywasz, pieseczku? - zagruchała blondynka, zwracając się do Igora. Pies wydawał się całkowicie oczarowany. Jak pewnie każdy samiec w obecności tej laluni - pomyślała zgryźliwie Weronika. Od razu jednak poczuła wyrzuty sumienia. Sama zawsze powtarzała, że nie wolno oceniać ludzi po pozorach, a tymczasem od razu zaszufladkowała sąsiadkę. - Pieseczek nazywa się Igor - mimo wszystko nie potrafiła powstrzymać sarkazmu. Blanka Kojarska nie zwróciła na to uwagi. Chwyciła dużą spróchniałą gałąź i rzuciła ją w kierunku skraju lasu. Patyk wylądował niedaleko, zanurzając się w śniegu. - On - zaczęła Weronika. Ku jej zaskoczeniu Igor ochoczo pobiegł po patyk i przyniósł go Blance dumny z siebie. - On nie umie aportować... - Och, jaki mądry! - zachwycała się blondynka. Igor z entuzjazmem merdał ogonem. Weronika zagryzła zęby. Była zazdrosna nawet o psa, a przecież od dziś miała zacząć nowe życie. Wolne od użalania się nad sobą i negatywnych emocji. - Uwielbiam spacerować po lesie! A nie wyglądasz, chciała dodać Weronika. Zamiast tego zacisnęła usta i ruszyła szybszym krokiem naprzód. Rozmówczyni niewątpliwie ją irytowała, jednak miała w sobie jakiś dziwny urok. - Czasami robię nawet dziesięć kilometrów dziennie! - pochwaliła się Blanka. - To dobre ćwiczenie. Naprawdę! Szły przez chwilę w ciszy przerywanej tylko odgłosem ich kroków na śniegu. - Spaceruję też wieczorami, to mi pomaga zasnąć - kontynuowała niechciana towarzyszka, ale jej głos nagle się zmienił. Nie był już zalotnym szczebiotem. Brzmiał teraz, jakby Blanka była zmęczoną życiem staruszką. - Bo wiesz, ja często miewam kłopoty ze Weronika niemal stanęła zdziwiona tą nagłą zmianą. Miała wrażenie, jakby głupiutka blondynka gdzieś zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się zupełnie inna osoba. Spojrzała na rozmówczynię pytająco. - Ja też - dorzuciła szybko na wszelki wypadek, żeby zachęcić Blankę do dalszego mówienia. Kojarska spojrzała na Weronikę z nowym zainteresowaniem. Niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, oczekując dalszego ciągu. Zachowywała się, jakby pierwszy raz spotkała kogoś, kto ma ten sam problem co ona. - To znaczy ostatnio - Weronika poczuła się zmuszona kontynuować swój wywód. - To znaczy, od kiedy się rozwiodł - Tak, słyszałam o tym. - Nowa kobieta w ciele Blanki dotknęła współczująco jej ramienia. Ruszyły znowu wolnym krokiem. - Kobiety mają w życiu cięż Nic na to nie poradzimy. Taki nasz los. - Och, tutaj spacerujecie. - Zza zakrętu niespodziewanie wyłonił się Radosław Junior Kojarski, przyjaciel byłego męża Weroniki. - Blanka, wszędzie cię szukałem! Weronika poczuła się, jakby znowu była w Warszawie. Do kompletu brakowało jeszcze tylko jej męża. Chociaż był chyba ostatnią osobą, która wybrałaby się na przechadzkę po bezdrożach. Weronika nie przypominała sobie, żeby miał jakiekolwiek inne buty niż eleganckie lakierki z błyszczącej skóry. Nie najlepsze na takie śniegi, stwierdziła w duchu. - Och, Radziu, nie udawaj, że nie znasz mojej trasy - kokietowała Blanka. Szczebiotliwy zalotny ton powrócił. Radek Junior wzdrygnął się z niechęcią, ale kobieta zdawała się tego nie zauważać. - Jakby wszyscy nie - mruknął pod nosem. - Jak się masz, Weronika? - zwrócił się z udawaną troską do Nowakowskiej. Weronika nie znała go zbyt dobrze. Podejrzewała jednak, że jeżeli był choć trochę podobny do jej męża, nie interesował go właściwie nikt poza nim samym. - Słucham? - powiedziała Weronika z roztargnieniem, otrząsając się z zamyślenia. - Jak sobie radzisz? Z nowym domem w ogóle - powtórzył Junior poirytowany. Nie miał w zwyczaju się powtarzać. Zapiął mocniej kurtkę pod szyją. - Wszystko w najlepszym porządku. Radzę sobie świetnie. Bez Mariusza życie stało się o wiele łatwiejsze - rzuciła pozornie beztroskim tonem. Miała nadzieję, że były mąż już dziś będzie wiedział, co powiedziała. Drobna uszczypliwość, na którą mogła sobie teraz pozwolić. Igor podszczekiwał niezadowolony z braku zainteresowania i niechcianego postoju. - Wracaj do domu - Junior Kojarski ostentacyjnie zwrócił się do Blanki, ignorując zupełnie wiszące jeszcze w powietrzu słowa Weroniki. - Zaraz będziemy jedli. Ojciec chciał, żebyś dołączyła. Planuje dla nas jakiś rodzinny obiadek. Przyjeżdżam z Warszawy i od razu coś takiego. Wzdrygnął się zniesmaczony. - Radziu, ty ostatnio tak rzadko u nas bywasz. - Blanka chwyciła mężczyznę za rękę. Ona też zapomniała o Weronice, która mimowolnie przysłuchiwała się ich rozmowie. - Wszyscy tu za tobą tęsknimy. Sam przecież wiesz. - Mam dużo pracy - powiedział Junior sucho i odtrącił jej rękę. Blanka wydawała się zaskoczona tym gestem. Spróbowała chwycić jego dłoń raz jeszcze. Napięcie między nimi stało się niemal namacalne. Weronika pomyślała, że tych dwoje coś łączy. Czyżby młoda żona romansowała na boku z synem Seniora? Myśli Weroniki znowu zaczęły krążyć wokół zdrady. Nie chciała tego. - Cóż, ja chyba już pójdę. Jest i chcę jeszcze przejść się do sklepu - tłumaczyła się niezręcznie. Niepotrzebnie. Junior Kojarski ruszył już w kierunku domu, nie zważając na żadną z kobiet. Blanka spojrzała za nim tęsknie. - Musimy częściej się spotykać. Zapraszam do nas dzisiaj na kolację, zadzwonię - rzuciła i pobiegła za Juniorem Kojarskim. Weronika spoglądała za nimi przez chwilę. W końcu Igor znacząco szturchnął ją nosem. Rozpierała go energia. - Już dobrze, piesku, idziemy dalej. Ruszyli we dwójkę w drogę powrotną przez las. Kiedy dotarli do Polany Czarownic, Weronika postanowiła skręcić w ścieżkę prowadzącą na skróty do wioski. Równie dobrze może zrobić zakupy od razu, naprawdę potrzebuje wielu rzeczy. Igorowi nic się nie stanie, jeśli poczeka chwilkę przed sklepem. Znając Wierę, to może nawet pozwoli mu wejść do środka i obdaruje smakołykiem spod lady. Młodszy aspirant Daniel Podgórski, szef komisariatu policji w Lipowie, szedł raźno świeżo odśnieżoną szosą w stronę posterunku. Było mu wesoło w ten jasny, zimowy dzień. Jego dobrego nastroju nie psuł nawet fakt, że rano znowu musiał poluzować pasek o kolejną dziurkę. Wszystkie internetowe filmiki instruujące, jak zmienić swój brzuch w atrakcyjny ,,kaloryfer", przegrywały sromotnie z kuchnią jego matki. Nic nie mógł na to poradzić. Miał trzydzieści trzy lata, a jego brzuch dawno już nie był płaski, nie mówiąc już o kaloryferze. W gruncie rzeczy, jak dobrze się nad tym zastanowić, to mięśnie jego brzucha nigdy nie były wyraźnie zarysowane. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i pogodzić się z rzeczywistością, zdecydował dzielnie. W zamian za płaski brzuch miał przecież pracę, którą lubił. Poza tym mógł, tak jak teraz, iść sobie spacerem przez spokojne Lipowo, pogwizdując ulubioną piosenkę. Mieszkańcy okolicznych domów pozdrawiali go uprzejmie, kiedy ich mijał. W końcu to on pilnował, żeby ich wieś była taka beztroska i bezpieczna. Czego więcej chcieć od życia? No, może coś by się znalazło, przyznał niechętnie w duchu. Żona, dzieci, praca w policji kryminalnej w mieście, wyliczał z rozmarzeniem. Odkaszlnął, odpędzając te rojenia. Trzeba uważać, czego człowiek sobie życzy. W gruncie rzeczy było przecież dobrze tak, jak jest. Ewelinie Zarębie zostało jeszcze pół godziny do otwarcia salonu fryzjerskiego, który prowadziła w Lipowie. Jej mąż Marek wyszedł już do pracy, a córeczka spała jeszcze smacznie, ciesząc się pierwszymi dniami ferii zimowych. Dzień wydawał się przepiękny, a ją czekało dzisiaj dużo pracy w zakładzie. Postanowiła przespacerować się trochę, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Często tak robiła. Spojrzała tęsknie na paczkę papierosów. Oboje z Markiem postanowili rzucić palenie. Walczyła chwilę ze sobą, po czym włożyła papierosy do kieszeni kurtki, tak na wszelki wypadek, i ruszyła szosą w kierunku lasu. Miała zamiar dojść do zakrętu i z powrotem. W sam raz na kilka minut relaksu. Nie za dużo, nie za mało. Reszta w pełnej wersji ROZDZIAŁ 2 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 3 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 4 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 5 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 6 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 7 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 8 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 9 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 10 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 11 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 12 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 13 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 14 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 15 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 16 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 17 Dostępne w pełnej wersji CZĘŚĆ DRUGA ROZDZIAŁ 18 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 19 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 20 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 21 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 22 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 23 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 24 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 25 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 26 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 27 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 28 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 29 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 30 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 31 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 32 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 33 Dostępne w pełnej wersji ROZDZIAŁ 34 Dostępne w pełnej wersji OD AUTORKI Dostępne w pełnej wersji Spis treści PROLOG CZĘŚĆ PIERWSZA ROZDZIAŁ 1 ROZDZIAŁ 2 ROZDZIAŁ 3 ROZDZIAŁ 4 ROZDZIAŁ 5 ROZDZIAŁ 6 ROZDZIAŁ 7 ROZDZIAŁ 8 ROZDZIAŁ 9 ROZDZIAŁ 10 ROZDZIAŁ 11 ROZDZIAŁ 12 ROZDZIAŁ 13 ROZDZIAŁ 14 ROZDZIAŁ 15 ROZDZIAŁ 16 ROZDZIAŁ 17 CZĘŚĆ DRUGA ROZDZIAŁ 18 ROZDZIAŁ 19 ROZDZIAŁ 20 ROZDZIAŁ 21 ROZDZIAŁ 22 ROZDZIAŁ 23 ROZDZIAŁ 24 ROZDZIAŁ 25 ROZDZIAŁ 26 ROZDZIAŁ 27 ROZDZIAŁ 28 ROZDZIAŁ 29 ROZDZIAŁ 30 ROZDZIAŁ 31 ROZDZIAŁ 32 ROZDZIAŁ 33 ROZDZIAŁ 34 OD AUTORKI
audiobook cd
Lektor |
Wydawnictwo Biblioteka Akustyczna |
z serii Lipowo |
Oprawa pudełko |
ISBN 978-83-8123-941-7 |
Szczegóły | |
Dział: | Audiobooki na CD |
Kategoria: | sensacja, kryminał |
Wydawnictwo: | Biblioteka Akustyczna |
Oprawa: | pudełko |
Wymiary: | 140x125 |
ISBN: | 978-83-8123-941-7 |
Lektor: | Laura Breszka |
Wprowadzono: | 29.03.2018 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.