- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.oje serce. Chociaż nie wiem, czy to możliwe. Czy kulę wstydu, strachu i straconego życia można jeszcze bardziej oziębić? Nie Na chwilę podnoszę głowę, żeby przejść przez przejście. Widzę ich. Są tam. Zwyczajni i szczęśliwi. Patrzą na mnie. Na pewno wiedzą... Z powrotem przygarbiam plecy i jeszcze przyspieszam kroku. Tylko kilka metrów, tylko minuta i będę bezpieczna. Dysząc, otwieram ciężkie drzwi zabytkowej kamienicy. W środku opieram się o ścianę i przez chwilę uspokajam oddech. Tak. Tak wygląda życie, kiedy już się umarło. Tak wygląda życie z piętnem winy. Odrywam łopatki od zimnej ściany i już w miarę spokojna ruszam na pierwsze piętro. Zaraz znajdę się w moim bezpiecznym biurze. W mojej norze, w której mogę swobodnie oddychać. -KARINA- Słońce bezczelnie wdziera się do mojego pokoju i sprawia, że zamiast ekranu komputera widzę czarną plamę. Zirytowana przecieram zmęczone oczy i upijam łyk za słodkiej kawy. Dzień jest wietrzny i zimny, ale wyjątkowo słoneczny jak na koniec września w Kotlinie Kłodzkiej. Zazwyczaj już pierwsze jesienne dni przynoszą ciężkie granatowe chmury, jednak w tym roku matka natura zdaje się wyjątkowo łaskawa. Jeszcze przez chwilę próbuję skupić wzrok na ekranie komputera, ale jasne światło skutecznie utrudnia mi dalszą pracę. Delikatnie zamykam klapę laptopa i podchodzę do okna. Łakoma świeżego powietrza, otwieram je na oścież. Z dołu dochodzą mnie śmiechy i pokrzykiwania. Radosne odgłosy wydają z siebie przyjaciółki mojej babci Zosi, które ta zaprosiła na dzisiejsze popołudnie. Babskie plotki, spokój, szczęście. To wszystko jest dla mnie teraz tak odległe, że aż ciężko mi słuchać ich okrzyków. Ostatnio najlepiej czuję się sama ze sobą, w cichym pokoju, na zimnej podłodze. Tam, gdzie mogę dać upust swojej rozpaczy. - Karinko, zejdź tu do nas. - Głos babci Zosi dochodzi mnie powoli, jakbym była pod wodą. - Pokażesz dziewczynom tę nową kurtkę, którą sobie przez Internet kupiłaś. - Jak to przez Internet? - słyszę skrzeczący głos pani Jadwigi. - Tak bez mierzenia? To skąd wiedziała, że będzie dobra? A jakby nie pasowała? - Jadziu - żachnęła się babcia Zosia - toż odsyła się wtedy. Co ty? Z wnukami nie gadasz? - Staruszka zadziera głowę w stronę okna i macha na mnie ręką. - Zejdź, dziecinko, pokaż tym starym babom, jaką mam piękną wnuczkę. Nie bardzo chce mi się schodzić do roześmianego towarzystwa, ale wzdycham cicho i przez ściśnięte gardło odpowiadam: - Dobrze, babciu, już idę. Wyjmuję z szafy nową czerwoną kurtkę i narzucam ją na siebie. Mimo słonecznej pogody zewnętrzny termometr wskazuje jedynie dziesięć kresek powyżej zera, a mnie już skostniały palce. Chucham na zmarznięte dłonie i z trzaskiem zamykam okno. Wcześniej jednak udaje mi się usłyszeć ciche słowa babci Zosi: - Martwi mnie ostatnio. Bardzo. Stała się taka markotna, smutna jakaś... Dociskam mocno okienną klamkę. Chyba czas poudawać trochę szczęśliwą wnuczkę. *** Ciche skrzypienie schodów towarzyszy moim krokom, kiedy sunę na parter babcinego domu. Delikatnie naciskam na klamkę frontowych drzwi i bezszelestnie wychodzę na chłodny świat. Taka ostatnio jestem. Cicha, powolna, zamknięta. Niezauważona staję na kamiennym schodku, podczas gdy zgromadzenie staruszek rozprawia o czymś przyciszonym głosem. Przesiadują na drewnianym tarasie i nic sobie nie robią z porywistego wiatru i chłodu dzisiejszego dnia. To zahartowane w bojach mieszkanki kotliny. Pełna emocji spoglądam na babcię Zosię ubraną w ciepły czerwony sweter, długą spódnicę i ocieplane gumowce. Na plecy zarzuciła grubo tkany szary pled, a jej twarz jaśniała, kiedy spoglądała w oczy swoich rówieśniczek. Zosia, moja ukochana. Zosia, moja jedyna opiekunka. To dla niej zostałam na tym zapomnianym przez Boga zadupiu, to dla niej znoszę to Ale jest tego warta. Tego gnicia w zimnej kotlinie, w której człowiek aż się dusi od smrodu starych liści. Taplania się w błotnistych kałużach, zasypiania przy wschodnim wietrze i przedzierania się przez całoroczne mgły. Kotlina Kłodzka to miejsce dzikie, porośnięte bluszczem, schowane przed światem, pełne dziwacznych tworów skalnych i opuszczonych wiosek. Istny koniec drogi. Nawet jeśli ktoś przeprowadza się tu z własnej woli, zazwyczaj już po paru tygodniach ma dosyć tego miejsca. Ja mam dosyć. Mam dosyć wilgotnego domu otoczonego starym sosnowym lasem. Mam dosyć wiecznego chłodu i kaprysów pogody. Dosyć pracy w sennym wydziale kryminalnym, w którym jestem jedyną skorą do pracy osobą. Najchętniej bym uciekła. - O, jesteś już, Karinko - woła uradowana Zosia. Ale nie mogę. - Choć, pokaż się staruszkom. Musimy wiedzieć, jak to się teraz nosi. - Pani Jadzia przywołuje mnie przyjacielskim machnięciem dłoni. Muszę tu zostać. - Wyglądasz super, czerwony ci pasuje. Dla blondynek czerwień jest łaskawa, jak to mówią. - Pani Małgorzata obdarza mnie uroczym uśmiechem. Dla ciebie. - Śliczna ta moja wnusia, prawda? - dopytuje koleżanki Zosia. Moja ukochana Zosia. - Śliczna, śliczna - potwierdza pani Jadzia. - Ale czy ty za bardzo nie schudłaś, dziecko? Sama skóra i kości. - Staruszka załamuje ręce w teatralnym geście. - Pewnie ta praca daje ci tak popalić, co? Policjantka, wydział kryminalny, takie straszne I do tego jeszcze z samymi chłopami musisz pracować. Ciężko pewnie, co? - Nie narzekam - odpowiadam automatycznie, starając się przy tym przybrać neutralny wyraz twarzy. Zosia, która teraz bacznie mi się przypatruje, nie może nic podejrzewać. - Ale cóż to za okropieństwo w starym szpitalu znaleźli? - podchwyca temat pani Małgorzata. - Przykro mi, pani Gosiu, nie mogę na ten temat rozmawiać. - Gocha! - Jadwiga trąca przyjaciółkę w ramię. - Tam znaleźli Donatę Barską. To jest wnuczka Stasi z Rękowa, tej z niebieskawego domu. Jej dzieci wyjechały do Kanady, ale wnuki już nie chciały, były duże, miały tu znajomych, miłości. Pamiętasz? - No pamiętam, pamiętam - odpowiada niepewnie Małgorzata. - No, i to ją znaleźli. Zmasakrowaną strasznie. Ona w banku teraz robiła, podobno jaką ważną dyrektorką była. Ja ci mówię, to grubsza sprawa. Na pewno dla pieniędzy ktoś ją zabił... Widziałam ją nieraz na rynku w Kłodzku. Ho, ho! Torebeczka taka, butki takie, samochodem jeździła takim lśniącym, Musiała kupę kasy w tym banku zarabiać. I ktoś ją za to pokroił. - Jadzia kieruje wzrok w moją stronę. - Dobrze mówię, Karinka? - Pani Jadziu, ja naprawdę nie mogę nic powiedzieć. Dochodzenie trwa - mówię, choć jestem też zdziwiona, jak dużo ludzie wiedzą o całej sprawie, mimo że szef kategorycznie zakazał informować media. Ale taki jest urok prowincji za siedmioma górami. Wieści szybko się rozchodzą i nigdy nie wiadomo, gdzie plotka miała swój początek. - Ja słyszałam - odzywa się moja Zosia - że ktoś ją zgwałcił i poderżnął jej gardło. Obracam się w stronę babci i patrzę na nią z wyrzutem. Kto jak kto, ale Zosia powinna wiedzieć, że plotki nie są dobre dla śledztwa. - Nie obruszaj się, Karino - mówi spokojnie staruszka. - Tak ludzie na targu gadali. Przecież wiesz, jak tu Policja powinna mieć tego świadomość i zamiast robić jakieś głupie tajemnice, rzetelnie informować ludzi. - Racja, racja. Inaczej te wieśniaki powymyślają niestworzone historie. - Małgorzata włącza się do dyskusji. - Wnuczka mi powiedziała, że to był mord rytualny. - Kobieta zniża głos do konspiracyjnego szeptu i dodaje: - Ktoś oddawał cześć diabłu. - O Boże! Takie rzeczy tu? Na naszych wioskach? - krzyczy Jadzia, a babcia zakrywa usta dłonią. - A co ty się tak dziwisz, Jadzia? To mało u nas tych odłamów, pseudokościołów? Jacyś amisze za Lądkiem mieszkają. W głowach się ludziom poprzewracało i zjeżdżają na nasze A nasi przecież nie lepsi. Bożenka Pucuła i Lozia Adamska też się z Kościoła powypisywały i do tych sekciarzy poszły. Znasz, Zosia, Lucynę, tę Adamską, nie? Tę, co ziemię po Raszku odziedziczyła? Babcia Zosia kiwa głową, a Jadzia ponownie załamuje ręce. - No to jak tu tyle sekt, jak mówisz, to rzeczywiście to może być ich - Stop, stop! - wykrzykuję i wyciągam ręce przed siebie. - Błagam was, posłuchajcie same siebie. Nakręcacie się To nie żaden diabeł, żadna obca siła, żaden mord rytualny. Nic takiego się nie stało. - Chyba jednak coś się stało, Karinko. Zginęła kobieta. - Babcia Zosia patrzy na mnie poważnie i po chwili zanosi się charczącym kaszlem. Ostatnio często jej się to zdarza. Pewnie powinnam ją namówić na kontrolną wizytę u lekarza. I tak też zrobię... Jak tylko uporam się z tym Ze złością wypuszczam powietrze. Spokojnie. - Proszę tylko, żebyście nie szerzyły plotek, bo to nikomu nie pomoże - mówię cicho. - A teraz muszę jechać do pracy. Do widzenia paniom. Pa, babciu. Całuję Zosię w czoło, a paniom Jadzi i Małgosi macham na pożegnanie. - O której będziesz? - słyszę za plecami krzyk Zosi. - Nie czekaj na mnie - odkrzykuję, nie odwracając się w ich stronę. Już czas uciec od tego radosnego zgromadzenia. Pora wrócić do krainy koszmarów. *** Początkowo chciałam jechać na komisariat, lecz po drodze zmieniłam zdanie. Mam wszystkie potrzebne dokumenty, muszę jedynie przewietrzyć głowę i skupić myśli na Donacie Barskiej. W domu praca nie przychodziła mi łatwo. Miałam w planie jeszcze raz przejrzeć zdjęcia i porobić notatki, ale zamiast tego od rana pławiłam się w swoim nieszczęściu, zakotwiczając umysł na tylnej kanapie opla. Mój koszmar zaczął się w lipcowy dzień, deszczowy i ciepł Teraz jadę krętą drogą w górę, a wiatr co chwila przyozdabia szybę mojego samochodu zwiędłymi liśćmi. Nigdy nie należałam do wielbicieli przyrody, dlatego dziki i ponury krajobraz doliny nie robił na mnie wrażenia. Bezpieczniej czułam się w mieście, na równinach, z dala od mrocznych lasów, porywistych wiatrów i dziurawych dróg. Teraz w moim życiu nie jest bezpiecznie. Teraz jest źle. Parkuję moje podrdzewiałe auto na końcu szutrowej drogi. Zaraz za nią rozpościera się pożółkła polana z dobrym widokiem na dolinę. I choć nie jestem fanką tego miejsca, muszę z niesmakiem przyznać, że krajobraz należy do urokliwych. Wyciągam z samochodu stos ponumerowanych kartek i siadam na masce. Nagrzany metal przyjemnie ogrzewa moje nogi, a silny wiatr odgania natrętne myśli i pozwala skupić się na pracy. Przeglądam śnieżnobiałe kopie akt. Historia śmierci Donaty Barskiej na razie zajmuje dwadzieścia cztery strony. Biała kobieta, lat trzydzieści cztery, znaleziona dwa dni temu na terenie starego szpitala powiatowego. Ciało znalazł spacerowicz, a właściwie jego pies, który - zainteresowany zapachem - uciekł właścicielowi. Po dokonaniu makabrycznego odkrycia roztrzęsiony mężczyzna zadzwonił na policję. Początkowo nie można było go przesłuchać, bo doznał szoku. I kiedy zobaczyłam miejsce zbrodni, wcale mnie to nie dziwiło. Nawet teraz, przeglądając zrobione przez techników zdjęcia, czuję, jak włosy jeżą mi się na karku, a oddech przyśpiesza. Scena jak z koszmaru. Ciało kobiety ułożone na obdartym szpitalnym łóżku wyglądało, jakby denatka miała zostać poddana badaniu. Naga, z polakierowanymi na zielono paznokciami u stóp mogłaby być pacjentką jednej z nowoczesnych klinik. Tyle że nie była. A jej szyję zdobiła otwarta krwistoczerwona jama. Czeluść bez dna. Włosy z blond pasemkami, wypielęgnowane i modnie przycięte, przy czaszce były posklejane od zakrzepłej krwi. Wyglądało to jak upiorna czapka. Ręce ofiary związane były nad głową, a ich przeguby zdobiły fioletowe otarcia. - Walczyłaś, Donato - mruczę sama do siebie - w tym jesteś lepsza ode mnie. Scena zbrodni przeraża mnie nawet teraz, na leśnej polanie wśród pożółkłych jagodników i ścieżek krajobrazowych. Pocieram twarz dłońmi i jeszcze raz zmuszam się do odtworzenia wspomnień. Cuchnący wilgocią pokój w starym szpitalu. Zgraja techników zbierających każdy paproch z podłogi. Prokurator Alicja Majewska w skórzanej kurtce i butach na wysokim obcasie, szczelnie osłoniętych ochraniaczami. Ściana ozdobiona krwistą mozaiką. Siła ciśnienia krwi tętniczej spowodowała swoisty wybuch. Przy takim cięciu krew wytryska niczym gejzer. To były słowa Daniela Rosta, patologa sądowego. Swoją drogą najdziwniejszego mężczyzny, jakiego w życiu spotkałam. Oszczędne, powolne ruchy, mamrotliwy głos i biała skóra tworzyły dziwną i zarazem upiorną mieszankę. Jego trupioblada twarz, jasnoniebieskie tęczówki i siwe włosy sprawiały, że nie miałam pewności, czy rozmawiam z żywym człowiekiem. Nie mogłam patrzeć ani na wykrzywioną w grymasie bólu twarz Donaty, ani na zbyt jasnego patologa. Patrzyłam więc w ziemię. Na swoje buty. - Tak, Karino, brawo - mówię cicho do siebie. - Będzie z ciebie nieziemska policjantka. Z marazmu wyrywa mnie dźwięk nadchodzącej wiadomości. Sięgam do kieszeni, żeby sprawdzić telefon. Jest sobotnie popołudnie, więc jestem prawie pewna, że to mój pan i władca upomina się o swoje. I nie mylę się. Komunikator internetowy informuje mnie, że mam trzy wiadomości od użytkownika SuperGrab: Hej, Kari! Jutro o ósmej spotkanie u Szefa. A dzisiaj bądź przed dziewiątą. Sukienka, trampki, czerwona bielizna. Irytacja głębiej wbija mnie w maskę samochodu. Nerwowe sapnięcie to jedyne, na co mogę się teraz zdobyć. Chowam smartfona z powrotem do kieszeni kurtki. Chrzań się, wal się, spierdalaj. To chciałabym odpisać. Przez chwilę skupiam się na widoku. Usytuowane na zboczach pola uprawne są teraz czarne, spulchnione, chropowate. Rozpościerający się wyżej las wchodzi w fazę czerwoną, honor zieleni ratują już tylko dorodne iglaki. W dolinie widać kilka wiosek, z kamiennymi dzwonnicami kościołów i niską poniemiecką zabudową. Chrzań się, wal się, spierdalaj, komisarzu Grab. Mogłabym tak napisać. Tylko co potem? Czy umiałabym tak żyć? A jeśli nie, to czy potrafiłabym uciec? Powoli zaczyna doskwierać mi zimno. Wyciągam telefon z kieszeni i skostniałymi palcami wystukuję wiadomość: Dziś ok. Jutro będę. Tchórzę. Ale to już nie nowość. Zapalam papierosa i przez chwilę zatapiam się w dobrze znanej czynności. Wsysam trujący dym i koncentruję wzrok na wieżyczce kościoła. Nikotyna koi nerwy i sprawia, że przez moment nie czuję absolutnie nic. Potem papieros gaśnie. Zbieram papiery i zrezygnowana siadam na fotelu kierowcy. Muszę pojechać do domu po sukienkę, trampki i czerwoną bieliznę. -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO PAŹDZIERNIK, ROK WCZEŚNIEJ- Upijam łyk za ciepłej kawy i parzę sobie język. Ale to nic. Ból fizyczny już dawno przestał mnie cokolwiek obchodzić, a zapach kofeinowego naparu działa wręcz uspokajająco. Miło jest też poczuć coś innego niż woń sosu pomidorowego i zapiekanego sera. Biuro agencji marketingowej, w której pracuję, znajduje się na piętrze restauracji włoskiej. I choć sezon turystyczny już dawno się skończył, knajpa dalej funkcjonuje na wysokich obrotach, obsługując nielicznych wycieczkowiczów i wielu miejscowych. Przywykłam do tych zapachów, do gwaru rozmów, który dobiegał mnie z dołu, do dźwięków trzaskających naczyń. Kończę kawę i zabieram się do pracy. Obrabiam kolejne fotografie w programie komputerowym, starając się jak najlepiej wyostrzyć wszystkie szczegóły. Praca jest dość żmudna, ale nie narzekam. W końcu to moja pasja. Grafika, choć teraz już tylko grafika. Nie wszyscy jednak o tym pamiętają. Zza pleców dochodzi mnie ciche pukanie. - Proszę - mruczę i przygarbiam plecy. Nie lubię odwiedzin. Wolę komunikację mailową i telefoniczną. Ktoś przecież mógłby zauważyć... - Cześć, Roksana, chyba się jeszcze nie znamy. Jestem Adrian Morkiwski, wczoraj zacząłem tu staż. Niechętnie odwracam się do mojego gościa. - No i? - Halina powiedziała, że trzeba by było zrobić zdjęcia Twierdzy. Dziś pogoda idealna, nie ma mgł - To idź zrób - przerywam chudemu stażyście. - Myślałem, ż - Patyczkowaty brunet patrzy na mnie zdezorientowany. - Czy ty nie jesteś fotografem? - Grafikiem - poprawiam. - Aha. - Chłopak zakłopotany drapie się po głowie. - Dałbym sobie rękę uciąć, że widziałem w folderze twoje zdjęcia. Znaczy, podpisane twoim nazwiskiem. - Wskazuje na przylepioną do drzwi pla kietkę. Kulę się w sobie. Przygarbiam jeszcze mocniej. - Już nie robię zdjęć. Zajmuję się tylko grafiką. Więc jak będziesz miał fotki, daj znać. Stażysta Adrian stoi przez chwilę w drzwiach, niepewny, co ma robić. Po minucie daje za wygraną i naciskając na klamkę, wybąkuje: - Ok. Odwracam się. Słyszę cichy szelest zamykanych drzwi. - Adrian! - wołam. Drzwi z powrotem się otwierają. - Tak? - pyta z nadzieją młody chłopak. - Na maila - mówię sucho. - Daj mi znać na maila. Za plecami słyszę ciche ,,dobrze" i już po kilku sekundach znowu jestem sama w norze. Znowu mogę oddychać. Wchłaniać dobrze znaną woń sera i pieczarek. Woń bezpieczeństwa. Zdjęcia. Nie, już nie robię zdjęć, nie za dnia. Potwory polują tylko w nocy. -KLEMENTYNA- Szum pociągu i bezkresna ciemność za oknem sprawiały, że Klementyna co chwilę odpływała w krainę snów. Jej dziesięcioletnia córka Oliwia przespała niemal całą podróż, budząc się jedynie na toaletę i jedzenie. Dopiero ruch na stacji Wrocław Główny i chłodne powietrze wdzierające się do przedziału przez otwarte drzwi nieco ożywiły kobietę. Klementyna delikatnie poprawiła włosy śpiącej córeczki i okryła szczelniej plecy dziecka. Większość pasażerów wysiadła w stolicy Dolnego Śląska. W przedziale zostały już tylko one i starszy mężczyzna, czytający niemiecką gazetę ,,Der Spiegel". Po kilkugodzinnej podróży Klementyna czuła każdy mięsień w swoim ciele. Przeciągnęła się leniwie na siedzeniu i sięgnęła do torebki po butelkę wody. Przez ten nieco niezdarny ruch poza napojem ze skórzanej torebki wypadło kilka zdjęć. Kopie akt sprawy Donaty Barskiej. Makabryczne fotografie z miejsca kaźni tej młodej kobiety. Mimo że przedział był niemal pusty, Klementyna w popłochu pakowała wydrukowane zdjęcia z powrotem do skoroszytu. Nie powinna tego wozić w podróżnej torebce. W ogóle nie powinna ich drukować. Ale chciała być przygotowana na nowe wyzwania. Wiedziała, że oczekiwania względem niej są duże, a znaczenie jej roli kluczowe dla naprawy kłodzkiego wydziału kryminalnego. Komendant na wylocie, stos nierozwiązanych spraw, zbrukana opinia, wszytko to składało się na smutny obraz kłodzkiej dochodzeniówki. I to ona, Klementyna, miała być lekarstwem na te problemy. A jeśli nie lekarstwem, to chociaż wtyczką. Miała obserwować, pytać, wnikać i donosić. Dopiero później naprawiać. Klementyna Sawicka - psycholożka policyjna. W Warszawie była ceniona za swoją pracę i uznawana za profesjonalistkę. Nadany jej pseudonim ,,terapeutka policjantów" dobrze odzwierciedlał charakter jej pracy. Dbała o dobrostan psychiczny stróżów prawa, zajmowała się pomocą dla kobiet i nade wszystko uwielbiała swoją pracę. Czy w Kłodzku stanie na wysokości zadania? To się okaże, ale Klementyna była pewna, że da z siebie wszystko. Musi być silna dla siebie i Oliwki. Tak trzeba, kiedy dostaje się od losu nową szansę. Delikatnie pogładziła skoroszyt zawierający akta sprawy Donaty. Makabryczne zdjęcia leżały już bezpiecznie ukryte przed wzrokiem przypadkowych współpasażerów. Klementyna spojrzała w okno. Krajobraz się zmieniał. W oddali zostawili światła miasta i płaskość pól. Teraz majestatyczne góry odznaczały się czernią na tle rozgwieżdżonego nieba. Dawno nie widziała tylu gwiazd i takiej nieposkromionej ciemności. W mieście niebo nawet w nocy jest jasnoróżowe, rozświetlone życiem cywilizacji. Tu będzie inaczej. Ciemniej. - Bliżej mnie - szepnęła Klementyna i na powrót zapadła w sen. -KARINA- Dalsza część dostępna w wersji pełnej Kiedy tłumaczka Sonia przeprowadzała się do osady Białe, leżącej w Kotlinie Kłodzkiej, spodziewała się ciszy i spokoju. Stary dom oczarował ją atmosferą, a dziki ogród dawał iluzję harmonii z przyrodą. Jednak już kilka dni później okolica zaczęła odkrywać przed nową mieszkanką swoje sekrety. Karina to młoda policjantka, która po znajomości dostała pracę w kłodzkim wydziale kryminalnym. Trafia do zespołu niezbyt pracowitych samców alfa. Jeden z nich postanawia zawładnąć jej życiem. Sprawdź, czy ktoś za tobą nie stoi. Bo nie wszystkie historie mają dobre zakończenie. W lasku miejskim na peryferiach Pragi zostaje zamordowana młoda kobieta. Czy jej podobieństwo do córki mieszkającej w pobliżu dziennikarki jest przypadkowe? Śledztwo rozpoczyna inspektor Bergman. Powieść Michaeli Klevisovej to doskonałe studium psychologiczne i obraz społeczeństwa, w którym pod powłoką pozornej normalności skrywają się tajemnice i pragnienia. Inspektor Bergman - dwukrotnie rozwiedziony miłośnik kotów, wielbiący porządek i rzeczowość. Empatyczny, stanowczy i systematyczny. W pracy pomagają mu podwładni: Sylwia Rolnik i Adam Danesz. Kroki mordercy to pierwsza część cyklu z inspektorem Bergmanem. Anna Walenta to główna scenarzystka najpopularniejszego czeskiego serialu telewizyjnego ,,Podwórze". Dzięki pracowitości i ambicji odnosi duże sukcesy, lecz pod powłoką wielkomiejskiego blichtru skrywa sekrety, których nie wyjawia prawie nikomu. Ester Czarna prowadzi pensjonat na peryferiach Pragi. Kiedy pewnego dnia odwiedza ją przyjaciółka Anna, w nocy zostaje popełnione morderstwo. Na jaw zaczynają wychodzić demony przeszłości oraz tajemnice teraźniejszości, a śledztwo prowadzi inspektor Bergman. Jak poradzi sobie w środowisku niekończącego się serialu telewizyjnego, w którym trwa nieustanna walka o władzę i wpływy? Czy mordercą okaże się gwiazda srebrnego ekranu, czy może prawda leży gdzie indziej? Intryga bez nadmiaru brutalnych scen i z rozbudowaną psychologią postaci to znak firmowy Michaeli Klevisovej - królowej czeskiego kryminału, dwukrotnej zdobywczyni nagrody dla najlepszej powieści detektywistycznej! Gdy pięcioletni Maciek wraca z wycieczki do lasu, wydaje się matce nieswój. Czy coś się stało? Coś, o czym chłopiec nie chce rozmawiać? Paweł idzie nocą przez las. Zna go jak własną kieszeń, lecz tym razem gubi drogę. Czy na zawsze? W chatce pod lasem mieszka stara kobieta. Z jej ust wylatują Anna Musiałowicz stworzyła baśniową opowieść, która jest nieco przerażająca. Na polskiej scenie literackiej pojawia się bardzo obiecujący głos. I nawołuje do kuklanego lasu. ,,Kuklany las to gęsta od znaczeń, pięknie napisana i przede wszystkim bardzo niepokojąca powieść, która zostaje z czytelnikiem na długo po zakończeniu lektury. Polecam." Anna Kańtoch Trybecz, pasmo górskie na Słowacji. Od dziesięcioleci krążą o nim legendy z powodu tajemniczych zaginięć. Niektóre ofiary zostały znalezione martwe. Niektóre zniknęły bez śladu. A jeszcze inne powróciły - ranne i niezdolne do życia. Igor zdobył tytuł magistra. Po pięciu latach wreszcie może zacząć karierę robotnik budowlany. Na swojej pierwszej budowie odkrywa tajemniczy sejf. Znajduje w nim płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat. Słyszy na nich głos człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza. Legenda, mistyfikacja czy przerażająca rzeczywistość? Świetna powieść najpopularniejszego słowackiego pisarza. Jozef Karika staje twarzą w twarz z legendą Trybecza. Szczelina zdobyła najważniejszą słowacką nagrodę literacką ANASOFT LITERA w kategorii NAGRODA CZYTELNIKÓW! Wyobraźnia bez ograniczeń! Dla wszystkich! Dwunastoletnia Wiktoria i sześcioletni Artur przeprowadzają się z rodzicami do Irlandii. Czeka na nich nowy dom, nowe środowisko, nowe przyjaźnie. Lecz tuż po przylocie dzieci owiewa tajemniczy dym. Tak zaczyna się cudowna przygoda walka o przetrwanie. Łkające wróżki, tęczowe stworki, mówiące wilki, czarujący młodzieniec i tajemniczy Ior zadbają o to, by dzieci ani przez chwilę nie zaznały nudy. Marek Zychla zabiera czytelników do Krainy Młodych, w której odwieczny bój dobra ze złem nabiera współczesnego wymiaru. Ior jest jedną z tych powieści, przy których czytelnicy doskonale się bawią, a jednocześnie - zupełnie niepostrzeżenie - uczą ponadczasowych wartości! A zatem czytajcie, dzieci! Czytajcie, dorośli! A najlepiej: dorośli, czytajcie z dziećmi! To będzie dla Was niezapomniane przeżycie! W tym miejscu powinien znaleźć się opis książki, ale tej książki po prostu nie da się opisać! Jest w niej wszystko: humor, thriller, miłość, seks, seks klasyczny, seks analny, dania z jeża, krew, duchy, wizje. Nadchodzi nowy rok. Praski zegar Orloj wybija północ. Zostaje popełnione morderstwo. Do akcji wkracza ekscentryczny komisarz Durman. Zaczyna się śledztwo i gonitwa za mordercą i barwnymi przeżyciami. Bogactwo narracyjne Młyna do mumii pozwoliło zdobyć tej powieści najbardziej prestiżową czeską nagrodę literacką MAGNESIA LITERA. THRILLER 2017 ROKU według W praskim Lasku Diablickim zostaje postrzelona młoda kobieta. Nieprzytomna trafia do szpitala, a policja nie potrafi znaleźć sprawcy. Podejrzany jest narzeczony, przyjaciółka, a nawet rodzina, w której ofiara pilnowała dzieci. Osiem nie jest jednak typową powieścią kryminalną. Powaga miesza się tu z groteską, banał z oryginalnością, fundamentalne pytania z błahymi odpowiedziami, a całość jest doprawiona intrygującą i nietypową narracją. Nie może zatem dziwić, że mamy do czynienia z jednym z największych czeskich bestsellerów ostatnich lat. Ponad 100 000 sprzedanych egzemplarzy jest gwarancją świetnej literackiej rozrywki! Spis treści: Okładka Karta tytułowa CZEŚĆ PIERWSZA. KIEDY DZIEŃ KOBIET JEST JESIENIA -KLEMENTYNA- -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO PAŹDZIERNIK, ROK WCZEŚNIEJ- -KARINA- -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO PAŹDZIERNIK, ROK WCZEŚNIEJ- -KLEMENTYNA- -KARINA- -KLEMENTYNA- -KARINA- -KLEMENTYNA- -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO PAŹDZIERNIK, ROK WCZEŚNIEJ- -BAR ,,POD WISIELCEM", STARE MIASTO, KŁODZKO- -KARINA- -KLEMENTYNA- -KARINA- CZEŚĆ DRUGA. DZIEŃ PIERWSZEGO PRZYMROZKU -KARINA- -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO LISTOPAD, ROK WCZEŚNIEJ- -KLEMENTYNA- -KARINA- -BAR ,,POD WISIELCEM", STARE MIASTO, KŁODZKO- -KLEMENTYNA- -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO MARZEC, PÓŁ ROKU WCZEŚNIEJ- -KARINA- -BAR ,,POD WISIELCEM", STARE MIASTO, KŁODZKO- -KARINA- -KLEMENTYNA- -KARINA- -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO, TERAZ- -KARINA- -KLEMENTYNA- -KARINA- -KLEMENTYNA- -KARINA- -KLEMENTYNA- -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO, TERAZ- -KLEMENTYNA- -KARINA- -KLEMENTYNA- -WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO, TERAZ- CZEŚĆ TRZECIA. W CHACIE Z LODU SPALE CIE W PIECU -KARINA- -KLEMENTYNA- -KARINA- -KLEMENTYNA- -KARINA- -BAR ,,POD WISIELCEM", STARE MIASTO, KŁODZKO- -KLEMENTYNA- -KARINA- -KLEMENTYNA- -KARINA- WYSPA PIASEK, STARE MIASTO, KŁODZKO -KLEMENTYNA- -EPILOG- -DROGI CZYTELNIKU! DROGA CZYTELNICZKO!- Karta redakcyjna Karta redakcyjna Copyright (C) Ina Nacht, 2021 Copyright (C) for Polish edition by Stara Szkoła Sp. z , 2021 All rights reserved Redaktor prowadzący: Mirosław Śmigielski Redakcja i korekta: Agnieszka Madyńska | AD FONTES Projekt okładki: František Hříbal Wszystkie postaci i zdarzenia opisane w niniejszej książce są fikcyjne. Wytworem wyobraźni autorki jest także osada Białe, w której rozgrywa się akcja powieści. Jakakolwiek zbieżność z rzeczywistością jest wyłącznie przypadkowa i całkowicie niezamierzona. ISBN 978-83-66013-55-1 Wydawca: Stara Szkoła Sp. z Rudno 16, 56-100 Wołów Na zlecenie Woblink plik przygotowała Katarzyna Rek
audiobook cd
Wydawnictwo Heraclon International Sp. z o.o. |
Oprawa pudełko |
ISBN 9788382710007 |
Szczegóły | |
Dział: | Audiobooki na CD |
Kategoria: | sensacja, kryminał, thriller |
Wydawnictwo: | Heraclon International Sp. z o.o. |
Oprawa: | pudełko |
Wymiary: | 125x140 |
ISBN: | 9788382710007 |
Wprowadzono: | 20.10.2021 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.