- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.
drugim. Miał na sobie ciemnoniebieski ortalionowy dres. Ojciec skórzaną kurtkę. Nie doczekałem się i musiałem iść. Widziałem ich jeszcze przez szybę. Stary powoli przełykał i pomiędzy kęsami mówił. Młody jadł ze wzrokiem wbitym w talerz. Nie byli stąd, ale jechali w podobne miejsce. Powiedzmy, gdzieś do Żłobisk albo jeszcze dalej, pod samą granicę. Mają tam co najwyżej mniej latarń i samochodów, ale reszta wygląda tak samo. Teraz jednak siedzieli na sztucznej skórze przy udającym drewno stole, pod plastikowym kwiatem, w tym poniklowanym i wysprzątanym wnętrzu, i wcale nie spieszyło im się do domu. Tak powstało to miasto. Ludzie ściągali tutaj, bo nie mogli wytrzymać u siebie. Teraz uciekają stąd i robią miejsce dla takich jak ci za stołem. W interesie musi być ruch. Potem wszystko zamiera i ruch razem z interesami przenosi się gdzie indziej. Zostają tacy, co już nie mają sił. Oni wszędzie zostają i zajmują się resztkami. Jak ja. Wystarczy dziesięć minut, by przejechać z jednego końca na drugi. W całym mieście są dwadzieścia dwa sklepy z używaną odzieżą. Jedne wyglądają tak, jakby handlowały nowym: lustra, przymierzalnie, dużo światła, a do innych wchodzi się jak do piwnicy. Nie mają okien ani wentylacji. Przywożą to wszystko z Europy. Tak mówią. Raz w tygodniu na bocznicę wtacza się towarowy i wyładowuje wielkie bele sprasowanych ubrań. Właścicielki sklepów, bo są to wyłącznie kobiety, dzielą między siebie towar, ważą, płacą i ładują na furgonetki. To wszystko dzieje się we wtorki i sklepy są wtedy czynne dopiero od południa. Ludzie mówią, że wszystko przyjeżdża z Europy. Tak mówią, bo Paryż to dla nich zawsze jakaś pociecha. Zwłaszcza dla kobiet, które oglądają rzeczy ze wszystkich stron, unoszą do światła, rozpościerają, a potem mówią: ,,Proszę mi to zostawić. Jutro przyjdę z pieniędzmi". Ten wtorkowy pociąg rusza potem w stronę gór, w stronę granicy, i ciągnie takie same wagony do Sabinova, do Gönca i do Bistricy. Na rampach czekają kobiety, samochody i faceci wynajęci do załadunku, a w Bistricy prócz samochodów czekają konne zaprzęgi. Kobiety płacą od kilograma, ale nie ma tego wszystkiego jak zważyć, więc kłócą się z wagonowymi hurtownikami, którym mieszają się przekleństwa w pięciu językach. Tutaj tak to właśnie wygląda: tlenione blondynki wyciągają pojedyncze sztuki z ciasnych pakunków, podnoszą do góry, podtykają pod nos tłustym cwaniaczkom w skórzanych kurtkach i wrzeszczą: ,,To jest Paryż, to jest Francja?! To jest pierdolona Turcja!". Znam to dobrze. Jeździłem dla nich furgonetką. Dzwoniły do mnie i mówiły, żebym przyjechał o siódmej, o szóstej albo wcześniej. Pamiętam ten smród taniego proszku do prania. Latem był nie do zniesienia. Pół godziny pod blaszanym dachem i człowiek się dusił. Woziłem towar aż do Żłobisk, do Grobowa i jeszcze dalej. Potem poznałem Władka i zaczęliśmy to robić na własny rachunek, bez pośredników, bez bab, braliśmy z wagonu jak leci, dawaliśmy pieniądze i jechałem. Potrafił szybko liczyć i wydawać resztę. Miał w głowie wszystkie przeliczniki: siedem, osiem, dziesięć walut. Dzielił, mnożył, odejmował i liczył procenty, a jednocześnie rozmawiał, palił, targował się i kłócił z klientami. To wszystko zostało mu jeszcze z dawnych lat, gdy z kieszeniami pełnymi rubli, lei, forintów i koron jeździł przez Czerniowce do Suczawy i potem wracał przez Satu Mare, Tokaj i Koszyce. Teraz stawaliśmy gdzieś w Ożennej albo po drugiej stronie gór, w Havaju, w Mikovej, z dala od kolei, z dala od głównych dróg. Władek zrobił się grubszy i powolniejszy, ale wciąż radził sobie z wiejskimi babami. Lepsze sztuki mieliśmy rozwieszone na stojakach - wystarczyło wyjąć to z furgonetki i ustawić na placyku przed sklepem albo knajpą: marynarki, płaszcze, żakiety. Resztę woziliśmy w plastikowych skrzynkach. Z paru desek robiło się coś w rodzaju lady i można było zaczynać. W Torysie Władek miał znajomego wójta i gdy rozkładaliśmy towar, z głośników wiejskiego radiowęzła wójtowska sekretarka zapowiadała niepowtarzalną okazję nabycia europejskich oraz wszechświatowych strojów za niewiarygodnie niskie ceny w lokalnej walucie. A potem przychodziły kobiety w fioletowych chustkach, podnosiły do oczu, oglądały pod światło, ugniatały w dłoniach te sztuczne jedwabie, spraną bawełnę, wytartą wełnę i pytały: ,,Kolko stojí?", a Władek wznosił wtedy oczy do nieba, jakby ktoś go dotknął do żywego, i odpowiadał: ,,Szanowna pani i droga kierowniczko, tu nie ma żadnego <
Szczegóły | |
Dział: | Audiobooki na CD |
Kategoria: | literatura piękna, powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | Czarne |
Oprawa: | pudełko |
Wymiary: | 140x125 |
Liczba stron: | 1 |
ISBN: | 978-83-7536-271-8 |
Lektor: | Mirosław Baka |
Wprowadzono: | 07.07.2021 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.