- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.zy wspominała może, o jakie przedsięwzięcia chodzi? - Nie wprost. W zasadzie to niewiele mnie to interesowało. Uważam, że mężczyźni mogą mieć swoje tajemnice. Podobnie jak my, kobiety. - Właśnie. - - Ale? - zdziwił się, jakby wcześniejsze stwierdzenie ucinało całą dyskusję. Dla większości jego rozmówców zapewne tak, ale nie dla ciotki Gertrudy. - Ale dość mam tych jej podchodów i corocznych lamentów. Zamiast skupiać się na poszukiwaniu męża, knuje tylko, jak cię przekonać, byś dał jej szansę wzięcia udziału w jakimś przedsięwzięciu. Nie interesuje mnie, o co dokładnie chodzi. Chcę, byś zaspokoił wreszcie jej ciekawość i pozwolił mi wydać ją za mąż. - Wykluczone. - Chyba się przesłyszałam? - Wykluczone - powtórzył nieznoszącym sprzeciwu, chłodnym tonem. - Chcesz, żeby ją wytykali palcami? - Oczywiście, że nie. - To przestań być taki uparty i wprowadź ją do swego świata na tyle, na ile możesz, tak by nie narazić interesów, a jej dać namiastkę tego, za czym od lat goni. - Zdaje się, że nie tak dawno sama byłaś przeciwna jej zainteresowaniom. - Zgadza się. Wtedy jednak nie przyjrzałam się kawalerom, którzy dla ciebie pracują. - Słucham? - Oj! - żachnęła się. - Przestań udawać, braciszku. Wiem, że każdy dżentelmen ma swoich ludzi dbających o jego interesy. Dotąd jednak nie miałam przyjemności im się przyjrzeć. - A teraz miałaś? - Kiedy przybyłam z Anglii i po trudach dalekiej podróży twój syn gościł mnie w warszawskiej rezydencji, natknęłam się na dwóch jego towarzyszy odprowadzających - przerwała, rozglądając się, czy nikt ze służby nie kręci się w pobliżu - ...a raczej wlokących do domu. - Dziwne, że mi o tym nie wspomniał. - Nie miał prawa tego pamiętać. A tamci dwaj chyba nie spodziewali się ujrzeć mnie w jego sypialni. Nawet nie próbował dopytywać, co Gertruda robiła w sypialni dorosłego bratanka. - Rozumiem, że zachowałaś ten incydent dla siebie. - Jesteśmy rodziną. Oczywiście, że nikomu nic nie mówiłam. Wnioskuję jednak, że przyjaciele Roberta nie są ani żonaci, ani rażąco nieodpowiedni do ręki Sabiny, skoro mają powiązania z tobą. Nie pracowałbyś przecież z kimś o słabym charakterze czy przesadnie splamionym honorze. - Zawsze podziwiałem twój kunszt knucia intryg, jednak tym razem przeszłaś samą siebie. - Jestem pewna, że któryś z tych młodzieńców byłby w stanie poskromić twoją córkę. Gdyby nie posiadali odpowiednich predyspozycji, z pewnością nie przyjąłbyś ich pod swoje skrzydła, Edgarze. - Złożyła wprawnym ruchem trzymany w dłoni wachlarz. - Dam ci czas na przemyślenie naszej rozmowy, powiedzmy do jutrzejszego wieczoru. Sabina długo nalegała, by ojciec zrobił wyjątek i dopuścił ją do udziału w którejś z prowadzonych spraw. Od lat z zapałem przysłuchiwała się strzępkom rozmów między nim a jej starszym bratem - Robertem, wyciągając wiele sprzecznych wniosków. Niezmiennie była jednak przekonana, że problemy, jakimi się zajmują, są całkowicie odmienne od konwencjonalnego życia wypełnionego rautami, balami, wizytami, przechadzkami, haftowaniem, poezją i wszystkimi tymi zwykłymi czynnościami, którym oddają się panie pozbawione innych możliwości. Właściwie nie miała wątpliwości, że również pozostali męscy przedstawiciele arystokracji czym innym wypełniają swój czas. W końcu to liczna służba w ich pałacykach, dworach i rezydencjach dbała o to, by mogli wieść wygodne życie, a chłopi z podległych wsi, pracownicy najemni, kupcy, marynarze i pracownicy z miejskich fabryk o to, by nie skalali się pracą. Kiedy weszła do biblioteki, gdzie przed kominkiem siedział baron Ostrowski z wyciągniętą nogą, włożoną po złamaniu w łupki, jej samopoczucie było dalekie od euforii, która miała nadejść za kilka chwil. - Sabino - zaczął powoli, jak zwykle z wielkim opanowaniem i jakby szeptem. - Tak, ojcze? - Przemyślałem twoje wieloletnie prośby i doszedłem do wniosku, że mogę na tyle zaufać twojemu rozsądkowi, opanowaniu, bystrości umysłu i genom, jakie musiałaś zapewne po mnie odziedziczyć, i pozwolić ci wziąć udział w drobnym przedsięwzięciu. - Ojcze! - krzyknęła z zachwytu. - Nie ukrywam, że mój niedawny wypadek - wskazał na swoją nogę - również przyczynił się do tej decyzji. - Rozumiem. - Niemal podskakiwała z radości. - Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, moja droga. I nie ekscytuj się tak bardzo. Chodzi o bal w Pałacu Radziwiłłów za dwa tygodnie - powiedział spokojnie. - Wiem, że nie przepadasz za redutami i całą ich oprawą. Ja również nie pochwalam ukrywania twarzy pod maską po to, by bez konsekwencji przekraczać konwenanse, ale w każdy wtorek, czwartek i niedzielę Krakowskie Przedmieście zapchane jest powozami przywożącymi skorych do zabawy zamaskowanych przedstawicieli szlachty i magnaterii. - I tak co roku. Od Święta Trzech Króli do Środy Popielcowej. - Nie przerywaj mi, proszę - upomniał ją. - Udasz się tam w towarzystwie ciotki Gertrudy i panny Babcook. Będziesz zachowywać się naturalnie, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Chociaż, jak mniemam - dodał po chwili namysłu - twoja osoba nie powinna wywoływać żadnych niejasności. Jesteś dobrze wychowaną panną z porządnego domu, wyglądasz wyjątkowo niewinnie i mimo trochę nazbyt ciętego języka jesteś ogólnie szanowana i nie wzbudzasz jakichkolwiek większych emocji. - Nazbyt ciętego języka? - jęknęła. - Tak, moja panno. Doszły mnie słuchy o twoich potyczkach słownych i nie mam najmniejszego zamiaru tego tolerować. Jeśli przekroczysz granice dobrego smaku, spodziewaj się ostrej reprymendy. - Domyślam się, że to ciotka szepnęła ojcu słówko. To zapewne dlatego, że nie chciałam słuchać niektórych jej wskazówek dotyczących podejścia do ludzi mniej zamożnych. Ma mi za złe to, że jej zdaniem niepotrzebnie bratam się z pospólstwem. - Masz na myśli odwiedzanie cygańskich taborów, czekanie w tłumie służących na przyjazd obwoźnego handlarza i udział, bez mojej zgody, w wiejskim weselu? - Chyba - odparła niepewnie. - Nie tylko za to ma do ciebie pretensje. Podobno usilnie starasz się zniweczyć jej wszystkie starania, aby cię wydać za mąż. I zamiast wdzięczności okazujesz jedynie niezadowolenie. - Bo wcale nie potrzebuję pomocy w dążeniu do czegoś, czego nie chcę. - Nonsens. Każda kobieta pragnie znaleźć męża. Czasem zwyczajnie nie potrafi sobie tego w pełni uświadomić. - Może zmieńmy temat - wycedziła. - Dobrze. Wracając jednak do twojego języka, prosiłbym, abyś starała się zachować więcej samodyscypliny. - Ależ ja nigdy nie pozwalam sobie na inne zachowanie. Jestem wręcz mistrzynią w samodyscyplinie, mając tak znamienity wzór do naśladowania. Odchrząknął, dobrze znając jej sztuczki. - Zapewniam, że jeśli nawet coś mi się wymsknęło, to całkowicie przypadkiem i ciotka nie powinna wykorzystywać... - urwała, jakby wyczuła za plecami obecność samego diabła. - Nowe perfumy, cioteczko? Niezwykle gustowne. Koniecznie muszę sobie takie sprawić. - Nie masz szans. - Usłyszała za sobą znajomy głos. - To produkowana specjalnie dla mnie mieszanka i na kontynencie jej nie uświadczysz, o czym doskonale wiesz, moja panno. Nie mydl mi oczu komplemencikami, bo słuch mam niezwykle czuły, kojarzę też jeszcze nie najgorzej. Przebyłam taki szmat drogi, znosząc chorobę morską i niewygody tutejszych dróg, aby wydać cię w tym sezonie za mąż, i nie wyjadę, nim nie dopnę swego. Czy ci się to podoba, czy nie. - Ton Gertrudy Garenwill nie zapowiadał niczego dobrego. - Za przeproszeniem, ale cioci nikt o to poświęcenie nie prosił. Mogła ciocia zostać w Anglii i zająć się kimś innym. Ma w końcu ciocia trzech dorosłych synów. Całkowicie nieżonatych. - O tym właśnie mówiłam, Edgarze. - Gertruda zwróciła się do brata. - A ty - spojrzała na bratanicę - nie zbijesz mnie z tropu, kochanieńka. Niezamężna i bezdzietna kobieta w twoim wieku to sprawa najwyższej wagi. I obie wiemy, że zdajesz sobie z tego sprawę. Sabina miała dwadzieścia pięć lat. Gdyby nie pokaźny posag, dawno zostałaby spisana na straty i okrzyknięta starą panną. Właściwie to mogła już przed czterema laty przeprowadzić się gdzieś na wieś do niewielkiego domku i wieść spokojne życie, zamieszkać na stałe w wiejskiej rezydencji ojca pod Ostrołęką - Kamiennym Dworze, albo przenieść się do siostry i pomóc jej w wychowywaniu dzieci. Skoro konsekwentnie odrzucała oświadczyny kolejnych kandydatów, powoli stawało się jasne, że nie zamierza wychodzić za mąż. Zaczęto nawet szeptać, że może woli towarzystwo kobiet, jednak nikt nie mógł jej niczego zarzucić wprost, bo poza odbiegającymi od powszechnie panujących norm wypowiedziami i ekstrawaganckim stylem bycia, prowadziła się doskonale. Aż chciałoby się rzec: nazbyt doskonale. - Ale jeśli mogę zapytać. - Sabina spojrzała uważnie na ojca. - Czy dobrze zrozumiałam? Moja osoba nie wzbudza jakichkolwiek emocji? - Źle się wyraziłem. Nie wzbudza negatywnych emocji. A jeśli chodzi o emocje, które chodzą po twojej małej główce, to sama skutecznie odstraszyłaś wszystkich konkurentów. - Jednak na każdym balu mam zapewnionego partnera do wszystkich tańców. Może z wyjątkiem walca, którego z zasady nie tańczę, mimo że uzyskałam już pozwolenie od wszystkich wpływowych matron. - Owszem, i to przed czterema laty - przypomniała jej ciotka, zaciskając zęby. - cieszą się chwilą. Wiedzą, że potrafisz być miła i prowadzić interesującą konwersację. Poza tym sama doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś piękną kobietą. Wszyscy lubią twoje towarzystwo do momentu, kiedy nie wspomną o małżeństwie. Swoją drogą, nie rozumiem, jak panna w twoim wieku może tak grymasić i wybrzydzać. - W moim wieku? - spytała z wyuczonym już oburzeniem. - W twoim - potwierdziła ciotka, choć i tak jej poprzednia wypowiedź była bardzo powściągliwa ze względu na obecność barona. - Dwadzieścia pięć lat to już nawet nie prawie, ale jawne staropanieństwo. I zgadzam się z Gertrudą. Chyba powinienem zacząć sam rozglądać się za odpowiednim kandydatem, póki jeszcze masz jakieś szanse na matrymonialnym rynku - westchnął. - Dlaczego przez tyle lat nie zwracałem na to - Zamyślił się, kierując wzrok w sufit. - Gdyby nie to, że posiadasz duży posag i nadal jesteś ładna, to można by było rzec, że twój ,,rok ostatniej szansy" minął już dawno temu. Wiesz chyba, o czym mówię? - Ciotka podparła się pod boki. Wachlarz, jej nieodłączny element garderoby, dyndał złowieszczo uczepiony lewej dłoni. - Opuszczę was teraz, moi mili, bo mam tu jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Ogród wygląda, jakby przeszło przezeń tornado. Muszę koniecznie pomówić z ochmistrzynią i ogrodnikiem. To niedopuszczalne, by tak zaniedbać otoczenie dworu. - Sabino - zwrócił się do córki Edgar po wyjściu starszej damy. - Tak, tak. Wiem, że porządna młoda dama powinna wyjść za mąż najpóźniej rok po skończeniu dwudziestu jeden lat. Ale znam mnóstwo kobiet, które nie poddały się tym dziwnym zasadom, które jakimś trafem nie obowiązują mężczyzn - nie wytrzymała. - Nawet panna Babcook jest od ciebie młodsza! To prawie nie do pomyślenia. Chyba że chcesz tak jak ona poświęcić się, żyjąc u boku jakiejś bogatej starszej damy. Moja siostra potrafi dopiec, a gwarantuję ci, że znam o wiele bardziej humorzaste panie. - Dobrze. - Spróbowała opanować emocje, by nie zaprzepaścić szansy wzięcia udziału w przedsięwzięciach ojca. - Postaram się być milsza dla swoich konkurentów, ale nie gwarantuję, że którykolwiek rzeczywiście zechce mnie poślubić. - Sabino! Ojciec przejmował się losem córki, ale miał zupełnie inne niż ona zapatrywania na jej przyszłość. On, jak niemal każdy mężczyzna, uważał, że porządna kobieta nie powinna nawet próbować kierować własnym życiem. Po osiągnięciu pełnoletności winna je jak najszybciej oddać w ręce rozsądniejszego i mądrzejszego mężczyzny. Sabina Cóż, Sabina z całą pewnością nie powiedziałaby, że mężczyźni są rozsądniejsi czy mądrzejsi od kobiet. Z drugiej strony dawno zrozumiała, że w tej kwestii nie warto uprawiać donkiszoterii. Jej ojciec był w pełni ukształtowanym przez swoją epokę człowiekiem o niezachwianych konserwatywnych poglądach. I tak zachodziła w głowę, co też mogło go skłonić do zmiany decyzji w sprawie jej udziału w którymś z dochodzeń. Nie chciała jednak zaprzątać sobie tym głowy. Wolała cieszyć się chwilą, która - jak wiedziała z doświadczenia - nie będzie trwała wiecznie. - - nie zdążyła dokończyć. - Sabino - upomniał ją. - Odłóżmy tę rozmowę na inny, bardziej sprzyjający moment. Wróćmy do twojej roli podczas reduty. - Dobrze. - Otóż jeden z synów znanej wpływowej magnatki jest szantażowany przez pewną młodą damę. Podczas balu ma ona odebrać ze skrytki drogocenny rubin, który będzie zapłatą za pewien dokument. - Jeżeli wiadomo, o którą damę chodzi, to po co ją obserwować? Wystarczy przeszukać ją bądź jej mieszkanie przed balem. - Gdybyśmy wiedzieli, która to dama, dawno już byśmy tak zrobili. Chodzi Nie wiem, jakich powinienem użyć słów. Jesteś jeszcze niewinną panienką i moją córką. Na litość boską! To, że sama nie miała doświadczeń damsko-męskich, nie oznaczało, że nie ma o niczym pojęcia. Pewnie dla barona było to zadanie znacznie trudniejsze, niż się spodziewał. - Ta dama - kontynuował - pozostaje w bardzo bliskich relacjach z szantażowanym, to po pierwsze. A po drugie, ten dżentelmen ma podobne relacje nie tylko z nią jedną. - Czy chodzi o kochankę? - spytała zawstydzona. - A raczej kochanki? - dodała, otrząsnąwszy się z pierwszego oszołomienia. Nigdy wcześniej nie przeprowadzała z ojcem tego typu rozmów. - Dokładnie. - Odetchnął z ulgą, mimo że ton jego głosu nadal pozostawał zimny i jednostajny. - Ściślej ujmując, chodzi o kilka kochanek, z których jedna znalazła się w posiadaniu bardzo ważnych dokumentów mogących znacznie osłabić, jeżeli nie zniszczyć, jego interesy. - A nie może sam obserwować skrytki bądź zlecić tego komuś ze służby? - Nie może. Skrytka znajduje się w pokoju, do którego pójdą same panie, podczas gdy on będzie grał w karty, palił cygara i popijał porto z innymi dżentelmenami w drugim pomieszczeniu. A szantażystka w pierwszej kolejności zwróci uwagę na służbę. Jeżeli zostaniesz dalej wprowadzona w arkana mojej działalności, to sama dojdziesz do wniosku, że w każdym domu, dworze i pałacu najwięcej zawsze wie służba. Zwłaszcza kamerdyner. - Rozumiem, ojcze. Sprawdzam tylko, czy to na pewno zadanie, a nie kolejny wybieg, aby mnie zadowolić, jednocześnie zbytnio nie narażając. Większość ojców skarciłoby ją za tę impertynencję, ale baron przez ostatnie co najmniej dziesięć lat zdążył przywyknąć do charakteru córki; niestety w dużym stopniu odziedziczonym właśnie po nim. - Co mam dokładnie robić? - Musisz obserwować w trakcie balu, czy któraś dama nie wymyka się przed czasem do sali dla pań, i udać się dyskretnie jej tropem, zerkając, czy nie umieszcza czegoś za portretem Mikołaja Czarnego nad kominkiem. Nie zrobi tego szybko. Przesunięcie masywnej ramy, otwarcie znajdującego się tam wmurowanego schowka z lanego metalu, odnalezienie ukrytego pod zdobieniem zamka i wciśnięcie w odpowiedniej kolejności kilku guzików, a następnie wyjęcie z głębi skrytki rubinu i zastąpienie go papierami musi pochłonąć trochę czasu i energii. Będziesz z łatwością mogła odkryć dziwne zachowanie. Portret znajduje się w takim miejscu, że stając z lewej strony wejścia do pomieszczenia, pozostaniesz niezauważona. Kiedy tylko upewnisz się co do tożsamości owej damy, wyjdziesz do ogrodu, gdzie przy głównej bramie będzie czekał powóz oznaczony naszym herbem. Przekażesz tę informację woźnicy. Później wrócisz, jak gdyby nigdy nic, na bal - wyliczał. - Powinnam sobie z tym świetnie poradzić. W zasadzie to poza trudnościami związanymi z tłokiem na Krakowskim Przedmieściu podczas takiej reduty i tłumem czekającej pod budynkiem służby zadanie wydaje się dziecinnie proste. Nie wspominając o samotnym wymykaniu się z balu. - Dlatego poprosisz damę do towarzystwa swojej ciotki, aby przespacerowała się z tobą. Powiesz, że źle się poczułaś i świeże powietrze na pewno dobrze ci zrobi. Przeprowadzisz ją przez ścieżkę, którą ci zaraz naszkicuję, do bramy, gdzie zdziwisz się, widząc nasz powóz, i przy okazji przekażesz woźnicy, że wrócisz do domu wcześniej, niż planowałaś. Woźnica poradzi sobie z tłokiem. Tym się nie musisz przejmować. - Dobre i tyle. Na początek - szepnęła. - Na wszelki wypadek dam ci to. - Wyjął z biurka masywną czarną szkatułkę, na której dnie znajdowały się ułożone rzędem trzy różne pistolety skałkowe i niewielki, dziwny sztylet. Sabina po raz pierwszy widziała coś takiego. - To francuski wynalazek - wyjaśnił. - Sztylet z zamocowanym do boku miniaturowym pistoletem. Po naciągnięciu kurka wystarczy nadusić spust, by oddać tak zwany suchy strzał. Śmiertelna niespodzianka dla przeciwnika. Poradzisz sobie. Daję ci to na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo, czy w szantażu bierze udział jedna osoba, czy ktoś jej pomaga. A sprawdzenie tego w tak krótkim czasie niestety wydaje się niemożliwe. Sabina, jak większość młodych dam wychowanych na wsi w towarzystwie brata, potrafiła strzelać. Ale trafianie do ruchomych rzutek z nabitej przez lokaja strzelby albo zawody w strzelaniu do drewnianych tarcz podczas letnich przyjęć to coś zupełnie innego niż celowanie do człowieka. Nie powiedziała jednak tego głośno i szybko odgoniła złe myśli. - Jak rozumiem, kochanek naszego biedaka jest przynajmniej trzy. - Jest ich dokładnie siedem. Jeżeli nie zapomniał o którejś wspomnieć... Baron doskonale radził sobie z ukrywaniem zażenowania, jedynie spocone dłonie mogły zdradzić, jak wiele kosztowała go ta rozmowa. - Siedem?! - krzyknęła oburzona, oblewając się pąsem. - I my pomagamy człowiekowi, który ma ponad pół tuzina kochanek!? Sam sobie zasłużył na takie problemy i moim zdaniem szantaż w jego sytuacji to bardzo niewielka kara - Sabino! - przerwał jej w stanowczy, ale nadal stoicki sposób. - Nie powinnaś go zbyt surowo oceniać. To zupełnie normalne, że mężczyźni przed ślubem, a często i po nim, zdobywają doświadczenie i oddają się tego typu rozrywkom. Nie uwodzi on niewinnych panien, służby ani jakichkolwiek kobiet, które by sobie tego nie życzyły. Na jego liście znajdują się przeważnie wdowy i znudzone mężatki z długoletnim stażem. - Odwrócił się, spoglądając przez okno. - Jak sam to ujął, pomaga im w walce z kobiecą histerią. - Tego nie powiedział głośno, ale Sabina miała doskonały słuch. Baron nie zauważył jednak jej oburzenia. I tak posunął się bardzo daleko w rozmowie z niezamężną córką, której niewinności powinien przecież strzec jak oka w głowie. - Mimo wszystko to oburzające i wielce niestosowne. - Sabina starała się dobrać jak najdelikatniejsze słowa. - Szczerze mówiąc, też tak uważam, ale niewiele mogę na to poradzić. Myślę, że po tej sprawie nasz Don Juan sam nabierze rozumu, a tymczasem rozwiążmy problem i skończmy z tym tematem. Gdyby twoja świętej pamięci matka albo, co gorsza, ciotka usłyszała naszą rozmowę, rozpętałaby prawdziwą wojnę i oskarżyła mnie o demoralizację jej aniołka - westchnął. - Ojcze? - Tak. - A czy tej damie coś grozi? To znaczy, co się z nią stanie, kiedy już dowiemy się, która to, i przyłapiemy ją na gorącym uczynku? - Nie martw się. Nic jej nie grozi. Po prostu dopilnujemy, żeby nie sprawiała więcej problemów: może wyślemy ją w podróż, może odpowiednio opłacimy i wyperswadujemy dalsze poczynania tego typu. Zależnie od okoliczności. Na pewno nie stanie jej się krzywda. Tym nie zaprzątaj sobie głowy. Dni do wyjazdu i oczekiwanego balu zdawały się wlec w nieskończoność. Obecność ciotki Gertrudy Garenwill - kobiety, która wyszła za mąż za jednego z przedstawicieli angielskiej socjety i na stałe mieszkała w Anglii, odnajdując się w roli zamożnej damy zarządzającej (przy pomocy służby) kilkoma posiadłościami - wcale nie polepszała sytuacji. Jej skromna i urocza towarzyszka, zubożała panna z dobrego angielskiego domu o polskich korzeniach - panna Babcook, starała się w dyplomatyczny sposób hamować jej władczy charakter i renowacyjne zapędy, ale od zakłócania pracy służbie i spokoju domowników odciągnąć mogły ją jedynie plany wydania za mąż bratanicy. Dlatego Sabina wiele godzin spędzała na przymiarkach sukien i szykowaniu dodatków na nadchodzący sezon karnawałowy w stolicy. Ostatniego wieczoru wszyscy położyli się wcześniej, by wypocząć przed czekającą ich wielogodzinną jazdą powozem. W spowitej gęstą mgłą bramie, przy znikomym świetle, jakie dawał chowający się za chmurami księżyc, Sabina starała się dostrzec ledwie widoczną postać. Narzuciła na ramiona kożuch, na nogi wsunęła pantofle i chwyciła za jeden z pogrzebaczy, kierując się w stronę wyjścia dla służby. Odryglowała drzwi i schowała się za żywopłot, obserwując, jak postać ubrana w powłóczystą, długą suknię i ciemną, obszytą futrem pelerynę sunie chwiejnym krokiem w stronę murów Kamiennego Dworu po tym, jak bez trudu ominęła stróżówkę. Wyglądała na utykającą starszą kobietę, która po omacku stara się odnaleźć coś na powierzchni kamiennej ściany. Przy pomocy zapewne jakiejś zapadni w murze uruchomiła mechanizm i część ściany poruszyła się, odsłaniając prowadzące w dół schody. Sabina odczekała chwilę i ostrożnie przysunęła się ku tajemniczemu przejściu, sądząc, że kobieta powinna być już na dole. Nie była. Najwyraźniej wyczuła, że ktoś ją obserwuje, i skryła się w przejściu, czekając na odpowiedni moment. Ogłuszający huk sprawił, że wypuściła pogrzebacz, drugi całkowicie ją zdezorientował. Dopiero trzeci przywołał do rzeczywistości. Siwowłosa ochmistrzyni weszła do sypialni, otwierając z trzaskiem okiennice. - Przyszłam obudzić osobiście panienkę z samego rana, jak panienka sobie tego życzyła. - Dziękuję, pani Czepiec. - Przeciągnęła się, siląc na uprzejmy uśmiech. - Nie musiała pani tego robić. - Musiałam. - Uniosła wysoko podbródek. - Te płochliwe stworzenia, które kazała mi panienka zeszłej jesieni zatrudnić, z pewnością nie zrobiłyby tego należycie. Sabina ugryzła się na wszelki wypadek w język i grzecznie wygrzebała z pościeli. Pani Czepiec poburczała coś jeszcze pod nosem i zapowiedziała, że śniadanie będzie czekało za pół godziny w jadalni. - A zatem to był tylko sen - westchnęła. - Szkoda. - Niech się panienka prędziutko umyje, a ja zadzwonię po Franię, żeby pomogła się panience ubrać. Jaśnie pan kazał naszykować powóz i koszyk wiktuałów. Macie odjechać zaraz po śniadaniu.
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Audiobooki na CD |
Kategoria: | literatura piękna, powieść historyczna |
Wydawnictwo: | Storybox |
Wymiary: | 125x140 |
ISBN: | 9788382711899 |
Lektor: | Mirella Rogoza-Biel |
Wprowadzono: | 28.06.2022 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.