- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.yła tajemnicza Argentina? O tym za chwilę. Czas przedstawić naszych młodych bohateró Mieszkali na tym samym osiedlu, w tym samym bloku, na tym samym piętrze. A co najważniejsze - chodzili do tej samej podstawówki. Przyjaźnili się od pierwszej klasy, a właściwie zanim do niej poszli, bo na osiedle Urbanowicza wprowadzili się ze swoimi rodzinami, gdy byli pięciolatkami. Ponieważ na każdym piętrze znajdowały się tylko dwa mieszkania, rodzice Piotrka i Julki zakumplowali się bardzo szybko. I nie było najmniejszego problemu, gdy dziewczyna miała zjeść obiad u kolegi (lub odwrotnie), bo jej rodzice (Elżbieta i Jacek) musieli akurat zostać dłużej w pracy. A pracowali w miejskim szpitalu, w którym zdarzało się, że nadgodziny wypadały znienacka. Rodzice Piotrka mieli własną niedużą firmę transportową. Dzięki temu pani Michalina (mama) mogła część swoich obowiązków wykonywać w domu, podczas gdy pan Marcin (tato) doglądał wszystkiego na miejscu. Julka uwielbiała tańczyć. Kochała muzykę i przy byle jakim kawałku potrafiła podrygiwać, przytupywać i pląsać. A gdy w szkole odbywała się dyskoteka, to nie było piosenki, którą by przepuściła. Oprócz tego lubił grać z chłopakami w nogę! Tak, tak! Dlatego bardzo często trzymała się Piotrka, który miał kilka futbolówek i gdy tylko było ciepło, wybiegał z nimi na osiedlowe boisko. Ale nie to fascynowało go najbardziej. Gdy był w drugiej klasie, dostał od taty cztery klasery ze znaczkami pocztowymi. Pan Marcin kolekcjonował znaczki jeszcze na początku szkoły średniej. Potem jakoś stracił do tego serce, ale zbiory pozostały i wędrowały z nim przez całe życie. Kiedyś w czasie gruntownego sprzątania piwnicy w jednym z pudeł Piotrek natknął się na wspomniane klasery. Najpierw zdziwił się niebotycznie, a później znaczki stały się dla niego prawie tak samo ważne jak piłka nożna! Co ciekawe - Julka dała się w to wszystko wciągnąć i można powiedzieć, że od tamtego sprzątania znaczki zbierali już wspólnie. Chociaż oficjalnie klasery znajdowały się oczywiście w pokoju Piotrka. Rozpoczął od dokładnego zapoznania się z kolekcją. Okazało się, że znajdują się w niej cztery prawdziwe perełki, których wartość... no, mniejsza z tym. Ale dla filatelistów były wyjątkowo wyjątkowe! Pierwszy z nich został wydrukowany w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym. Miał zielonkawy odcień i przedstawiał profil Adolfa Hitlera. Wyprodukowano go w Chile. Podobno pochodził z bardzo unikatowej emisji. Na drugim przedstawiono samolot dwupłatowy. Drukarze z Gwadelupy w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym piątym musieli źle ustawić matryce, które odbijały przód znaczka, wskutek czego nominał z ceną został na nim umieszczony jako jego lustrzane odbicie. Trzecia perełka pochodziła z Liechtensteinu. Przedstawiała popiersie jednego z tamtejszych władców. Gdy Piotrek zajrzał do internetu, okazało się, że w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym czwartym wydano tylko dwadzieścia pięć tych znaczków! Czujecie?! Tylko ćwierć setki znaczków z jakimś księciem istniało na całym świecie! A może i mniej, bo nie można było wykluczyć, że niektóre z nich dokumentnie się zniszczyły. W końcu czwarty znaczek pochodził z Syrii. Nie był specjalnie stary ani wyjątkowo kolorowy. Miał piaskowy odcień i przedstawiał egipskiego faraona z charakterystycznymi atrybutami w rękach. W Polsce tylko dwie osoby miały ten unikat. Piotrek i jakiś facet z Koszalina. Poznali się internetowo. Dwukrotnie wymienili się mejlami, żeby potwierdzić fakt posiadania akurat TEGO faraona. O pomyłce nie mogło być mowy. Mężczyzna miał prawie pięćdziesiąt lat i od dziecka kolekcjonował znaczki. Przez pewien czas był nawet jakimś konsultantem Polskiego Związku Filatelistów, więc znał się na rzeczy i zadeklarował, że gdyby Piotrek miał jakieś problemy, to chętnie służy pomocą. Piotrek szczycił się swoją kolekcją, a cztery wyjątkowe okazy traktował jak święte relikwie. Niektórzy jego koledzy pukali się w czoło i uważali go za dziwaka, ale on się tym w ogóle nie przejmował. Uważał, że zwykły znaczek pocztowy może być po piękny. I chyba miał rację, bo niektóre wyglądały jak małe dzieła sztuki. Nietrudno się domyślić, że większość kieszonkowego przeznaczał na zakup wypatrzonych gdzieś w sieci znaczków. Tylko raz zdarzyło się, że został prawie oszukany. Przymierzał się do zakupu wyjątkowej serii z wizerunkami disneyowskich postaci (były tam i Kaczor Donald, i Myszka Miki, i Goofy, i pies Pluto, i inni), ale zrządzeniem losu dzień wcześniej wybrał się z rodzicami do Krakowa. A tam w jednym z antykwariatów wypatrzył identyczną serię za jedną czwartą ceny. Od tego momentu starał się zawsze skrupulatnie sprawdzać internetowe ceny i - jeżeli było to możliwe - porównywać je z cenami w antykwariatach lub sklepach filatelistycznych. Niestety, w okolicy niezbyt dużo było placówek tego typu. Ostatnią deską ratunku był ten facet z Koszalina, ale Piotrek trochę krępował się pisać do nieznajomego gościa. Był nawet moment, że chłopak głęboko zastanawiał się, czy to ma w ogóle sens, ale wtedy trafił na galeryjkę pana Stasiaka. A w niej - stare znaczki pocztowe, które właściciel zwoził z różnych zakątków kraju. Odtąd odwiedzał sklep na Kościuszki przynajmniej ze dwa razy w miesiącu. Oglądał, spisywał na kartce interesujące go dane, a potem sprawdzał w internecie, ile może taki znaczek kosztować. Udało mu się trafić u pana Stasiaka na dwa wyjątkowe okazy - obydwa pochodziły z Chin. Kupił je za dość dobrą cenę - wytargował się niczym rasowy handlarz. Najpierw pan Franek chciał za jeden z nich dwieście złotych, a ostatecznie sprzedał oba za dziewięćdziesiąt. Piotrek mógł więc mówić o wyjątkowym szczęściu zaradności. Nie inaczej zapatrywał się na sprawę Argentiny. Bo jak można się domyślić, Argentina była unikatowym znaczkiem pocztowym, wydanym w Buenos Aires. Wydrukowano ją z okazji pięćdziesięciolecia tragedii ,,Titanica", a więc w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym drugim, w nakładzie zaledwie pięciuset egzemplarzy. Ale nie to było najistotniejsze. Na sto ostatnich sztuk zabrakło niebieskiej farby drukarskiej. To fatalne niedopatrzenie spowodowało zwolnienie z pracy partacza, który nie dopilnował swoich obowiązków. Ale setka wybrakowanych znaczków stała się później cenniejsza od tych, na których niebo miało kolor faktycznie niebieski. Filateliści poszukiwali felernej Argentiny. Piotrek wypatrzył ją w galeryjce staroci pana Stasiaka. Skąd się tam wzięła? Właściciel nie mógł sobie przypomnieć. Jedyne, co go interesowało, to pięćset złotych polskich w przypadku chęci zakupienia znaczka. Oczywiście o jego wyjątkowości pan Franciszek nie był przez Piotrka poinformowany. Jeszcze czego! Mógłby wówczas zażądać kwoty pięciokrotnie wyższej. A może w ogóle zrezygnowałby ze sprzedaży unikatu? Kto Tymczasem chłopakowi udało się zebrać zaledwie trzy stówki i z duszą na ramieniu przekroczył próg sklepu. Julka w ogóle się nie odzywała. Nie wierzyła, że koledze uda się drugi raz wytargować tak dobrą cenę jak w przypadku chińskiej serii, chociaż kibicowała mu z całych sił. - Dzień dobry - przywitał się ze sklepikarzem Piotrek. - Cześć. - Pan Stasiak uśmiechnął się i mrugnął do Julki. - ...dobry - wydukała przez zaciśnięte usta. - Co was do mnie sprowadza? - zapytał, podpierając się pod boki. - Pewnie znowu jakiś prostokątny kawałek papieru z klejem na odwrocie, co? - Zaśmiał się gromko i wskazał palcem na Piotrka. - Jakby pan zgadł. - Chłopak nie stracił rezonu. - Coś czuję, że masz ochotę na tę Argentinę, hę? - Pan Stasiak podrapał się za uchem. Piotrek zmarszczył nos. - Nie da się ukryć. - Wzruszył ramionami. - Mogę ją jeszcze raz obejrzeć? - A jasne - ożywił się sprzedawca. Podskoczył w stronę szafki, w której za szybą znajdowało się kilkanaście starych znaczków pocztowych, sprawnie otworzył kluczykiem gablotkę i wyjął z niej tekturową planszę z foliowymi paskami, przytrzymującymi kilka ,,prostokątnych kawałków papieru z klejem na odwrocie". - Proszę. - Podał ją Piotrkowi. Chłopak delikatnie ujął planszę i zbliżył nos do Argentiny. Światło w galeryjce było nie najlepsze, więc wskazał na prawy kraniec sklepu, gdzie znajdowało się duże okno wystawowe. - Możemy tam przejść? - zapytał. - Oczywiście - zgodził się bez chwili wahania pan Franciszek. - Tam jest widniej. - No właś Julka podreptała za kumplem. Nadal nie odzywała się ani słowem. Była bardzo ciekawa tego targowania się o znaczek. Piotrek stanął tyłem do okna. Podniósł planszę nieco wyżej. Wizerunek transatlantyku na tle szarego nieba przyprawił go o gęsią skórkę. Tak bardzo chciałby mieć ten znaczek w swoich zbiorach. Dziewczyna oparła się o ścianę i zaczęła się niecierpliwić. Za oknem, niemal przed wejściem do galeryjki zatrzymała się żółta furgonetka z dużymi czerwonymi literami na boku - TRH. Julka zauważyła, że wysiadło z niej dwóch mężczyzn w równie żółtych kombinezonach, którzy bacznie obserwowali ulicę i rozmawiali o czymś ze sobą. Wróciła wzrokiem do Piotrka, który gapił się na wymarzony znaczek. Sekundy biegły nieubłaganie. Nagle usłyszeli, że ktoś otworzył drzwi. - Oglądajcie, pójdę zobaczyć - oznajmił pan Stasiak i podreptał w stronę głównego wejścia. Julka pociągnęła Piotrka za łokieć. - No i co? - Takie fajny jest - odparł. - Fajny, - Skrzywiła się. - Czy on się zgodzi na te trzy stówki? Chłopak wzruszył ramionami. W tym samym momencie usłyszeli, jakby w dalszej części sklepu coś upadło na podłogę, potem jakby coś zaszurało, znowu otworzyły się główne drzwi i zapadła kompletna cisza. Spojrzeli sobie w oczy. - Co to było? - zapytała Julka, ściszając głos. - Nie mam pojęcia. Próbowali dojrzeć właściciela galeryjki. - Panie Franku! - zawołał Piotrek. Ale nikt nie odpowiedział. - Halo! - spróbowała Julka. Cisza. Z zaciekawieniem i zdziwieniem zaczęli się posuwać do miejsca, w którym powinien być sprzedawca. I był. Ale to, co zobaczyli, spowodowało, że niemal wszystkie włosy stanęły im dęba. Pan Stasiak leżał na plecach w połowie drogi między wąską ladą a tylną ścianą sklepu. Z jego piersi wystawała rękojeść noża, spod której wypływała krew. - O Jezu! - krzyknęła Julka i przytknęła dłoń do ust. - Panie Franku! - Piotrek rzucił znaczki na ladę i przyklęknął przy mężczyźnie, który zdołał jeszcze położyć prawą dłoń w okolicach rany. Chłopak nie zastanawiając się, złapał za rękojeść, chcąc wyszarpnąć nóż. - - wyszeptał sklepikarz, a z jego ust wysączyła się strużka krwi. - stąd - powiedział ostatkiem sił i zakończył swój żywot. - Cholera! - zaklął chłopak. - Niedobrze! - przytaknęła Julka. - Niepotrzebnie dotykałeś noża! - Wiem! - rzucił dość nieprzyjemnie i poderwał się na równe nogi. - Trzeba było najpierw wezwać policję. - Teraz będzie na ciebie. - Na mnie?! - A co?! Twoje odciski palców! - No i? - No i powiedzą, że zamordowałeś go o głupi znaczek. - Oszalałaś?! - Ja? Nie, ale sam - Cholera! - powtórzył i popatrzył na swoją dłoń. - Takie buty! Co teraz? Julka odwróciła głowę. Niedobrze jej się robiło od widoku krwi. Machinalnie spojrzała na ścianę. - Patrz! - krzyknęła do kolegi. - Tutaj był jakiś obraz! Prostokątny fragment głównej ściany był nieco inny niż cała reszta. Wydatnie odznaczał się jaśniejszym odcieniem tapety. Był to niezbity dowód, że w tym miejscu jeszcze niedawno wisiał obraz. - Oczywiście! - wypalił. - Widziałem go setki razy! To był Stańczyk! - Co? Kto?! - Stańczyk. Obraz królewskiego błazna. Nie jarzysz? Kiedyś facetka na historii nam go pokazywała. W takim czerwonym stroju. - A, wiem! Matejko namalował. - Tak! - Myślisz, że oni go ukradli? - Kto? - No ci, co zamordowali pana Stasiaka? - No jasne! Przecież jak tu wchodziliśmy, to obraz jeszcze był. Chwila! - Zatrzymał koleżankę gestem dłoni. - Skąd wiesz, że było ich kilku? - Nie wiem - odparła bez zastanowienia. Ręka denata opadła bezwładnie na podłogę. Dopiero teraz dostrzegli, że sklepikarz trzyma w dłoni kawałek jakiegoś żółtego materiału. Julka kucnęła i przyjrzała się skrawkowi. Spojrzała na kumpla. - Było ich dwóch - powiedziała, mrużąc oczy. Na tropie Dalsza część dostępna w wersji pełnej Spis treści: Okładka Karta tytułowa Śmierć w galerii Na tropie Podejrzany ładunek Pod zamkiem W ostatniej chwili Przy kominku Do dzieła! Polej tym obraz Rozszyfrujemy to razem? Podwójna zapadnia Nosił Dzbanek malin Trzeci król Ostatnia wskazówka Czarny koń Weź Krzyż Życia Karta redakcyjna Wydawnictwo Tandem Copyright: (C) Dariusz Rekosz [2021] Copyright for this edition (C) 2021 by Wydawnictwo Tandem Ilustracje: Ola Makowska Projekt okładki: Ola Makowska Redakcja i korekta: Katarzyna Szajowska Korekta techniczna: Positive Studio Wydanie I (w tej edycji) ISBN 978-83-8233-640-5 Wydawnictwo Tandem Plik opracował i przygotował Woblink
audiobook cd
Lektor |
Wydawnictwo Heraclon International Sp. z o.o. |
Oprawa pudełko |
ISBN 9788382333862 |
Szczegóły | |
Dział: | Audiobooki na CD |
Kategoria: | dla dzieci, literatura dziecięca, literatura przygodowa |
Wydawnictwo: | Heraclon International Sp. z o.o. |
Oprawa: | pudełko |
Wymiary: | 125x140 |
ISBN: | 9788382333862 |
Lektor: | Wojciech Chorąży |
Wprowadzono: | 21.04.2021 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.